Niepostrzeżenie zleciał rok odkąd przybyliśmy na Karaiby. Przeminęły cztery, prawie identyczne pory roku, których podobieństwo daje złudzenie zapętlenia czasoprzestrzeni. W tej wypłaszczonej podzwrotnikowym słońcem rzeczywistości, gdzie długość dnia letniego tylko nieznacznie różni się od zimowego, monotonia pracy i podstawowych codziennych czynności prowokuje powtarzające się uczucie deja vu. potęgowane ograniczoną przestrzenią archipelagu, którego łańcuch ułożył się prostopadłe do wiejącego pasatu, wytyczając ludzkim wędrówkom i aktywnościom niezmiennie te same tory. Z tego właśnie powodu, człowiek karaibski zna wszystkich innych stałych lub regularnie przelotnych wyspiarzy lepiej, niż by się na pierwszy rzut oka mogło wydawać i lepiej niż sam to sobie uświadamia. Nie musi znać ich bowiem z imienia i nazwiska, nie musi nawet nigdy ich spotkać. Nie jest to konieczne, bo tutaj odległość dzieląca nas od siebie to często dystans tylko jednej, przypadkowo lub umyślnie spotkanej osoby, która może być pomostem łączącym naszą historię z losami innych.czytaj