W wodnym mieście usadowionym w głębi zatoki mangrowej dzień zaczyna się chwilę po wschodzie słońca, gdy pierwsze białe czaple zrywają się ze swoich gniazd i wyruszają na żer. Z piekarni w marinie roznosi się po okolicy zapach świeżo pieczonych bagietek, a na wielkim kotwicowisku słychać warkot silników od pontonów, którymi zaspani mieszkańcy jachtów wyruszają do pracy, lub dowożą swoje pociechy do szkół. Kawiarnia na kei odsługuje pierwszych klientów spragnionych kofeiny i Internetu. Tylko rybacy zdają się być jak zwykle o krok do przodu ze swoim połowem wymagającym jeszcze wcześniejszej pobudki. Z nadejścia dnia najmniej zadowolone są kraby ziemne, zmuszone do wycofania się do jam, wydrążonych w przybrzeżnych trawnikach jak kretowiska. czytaj