ikamien.pl • Środa [20.06.2012, 19:51:04] • Kamień Pomorski
Na krańcach Bałtyku

fot. Sputnik Team
Prawie cztery doby żeglugi trwała przeprawa SPUTNIKA II z Alandów do fińskiej Laponii. Po sobotnich odwiedzinach żaglowca Pommern w Marienhamn, zatankowaniu paliwa i obiedzie przygotowanym w zaciszu portu wyruszyliśmy na północny wschód archipelagu w celu ominięcia go ciekawą trasą, prowadzącą między szkierami, przez zatokę Lumparn liczne cieśniny.
aka żegluga była prawdziwą ucztą nawigacyjną! Zaopatrzeni w doskonałe fińskie mapy odłożyliśmy na bok GPS i odszukiwaliśmy kolejne boje, tyki, nabieżniki i inne znaki nawigacyjne za pomocą lornetki i kompasu. W gąszczu szkierów nie było to zadanie łatwe ale niesłychanie satysfakcjonujące.

fot. Sputnik Team
Podziwialiśmy zróżnicowany krajobraz krainy wikingów. Niektóre wysepki były całkiem płaskie i nagie, inne z kolei wysokie, ze stromymi skalistymi brzegami porośnięte sosnowym, karłowatym lasem. Część z nich ma swoich właścicieli i stałych mieszkańców, którzy między wyspami komunikują się łodziami motorowymi, korzystając z rozległej sieci dróg wodnych. Aby dostać się na wody zatoki Lumparn musieliśmy najpierw pokonać krótki kanał Lemström, który przecięty jest obrotowym mostem. Z brytyjskiej locji „The Baltic Sea” wynikało, że most jest otwierany co godzinę między siódmą rano a dwudziestą drugą. Żeglowaliśmy tak, aby zdążyć na ostatnie otwarcie mostu. Trochę więc zdziwił nas widok szwedzkiego szkunera, który na maksymalnych obrotach silnika gnał w tą samą stronę wyprzedając nas. Zdziwiło nas również to, że o planowanej godzinie most ani drgnął... dryfowaliśmy jeszcze jakiś czas oczekując na cud zanim zdaliśmy sobie sprawę z naszego błędu. Białe noce wybiły nas z rytmu do tego stopnia, że zapomnieliśmy o zmianie strefy czasowej! Spóźniliśmy się o całą godzinę i musieliśmy czekać do rana mimo nastawienia się na całodobową żeglugę.

fot. Sputnik Team
W okolicy nie było żadnego ogólnodostępnego nabrzeża i z konieczności przycumowaliśmy jacht do boi kotwicznej. Nadarzyła się świetna okazja do wypróbowania naszego nowego środka komunikacji z lądem czyli pneumatycznego kajaka YAK, który otrzymaliśmy od firmy Makanu – przedstawiciela Crewsaver w Polsce. Rozłożenie, napompowanie i zwodowanie go zajęło nam niecałe dziesięć minut po czym dwie osoby mogły dokonać sprawnego desantu na brzeg. Do końca żeglugi przez Alandy ciągnęliśmy kajak za rufą, przy czym stawiał on zaledwie minimalny opór i nie utrudniał żeglugi. Złożenie go zajęło również tylko kilka minut po czym znalazł swoje miejsce w bakiście zajmując niewiele przestrzeni, co jest szczególnie ważne na tak niewielkim jachcie. Rano most zgodnie z grafikiem otworzył się i wypuścił nas na wody zatoki. Cały dzień kontynuowaliśmy żeglugę w cieśninach. Jedną z nich była Bomarsund, gdzie w 1854 roku flota angielsko-francuska odniosła spektakularne zwycięstwo nad wojskami Rosyjskimi, niszcząc carski fort. Jego ruiny widoczne są do dziś. Po południu zatrzymaliśmy się jeszcze na dwie godziny w porciku Hamnsundet, ostatnim miejscu, gdzie można uzupełnić zapas paliwa i wykąpać się przed skokiem przez Zatokę Botnicką. Zdążyłem jeszcze porozmawiać ze starszym sklepikarzem i jednocześnie bosmanem porciku o specyfice życia na Alandach. Dowiedziałem się między innymi, że większość mieszkańców wysp to rodziny marynarzy pracujących od pokoleń we flotach wszystkich krajów świata. Pozostała część mieszkańców pracuje w administracji, jako rybacy lub w obsłudze turystyki i innych zawodach. Rolnictwo wiele lat temu przestało się opłacać i obecnie nie ma znaczenia gospodarczego. Zapytałem jeszcze o trudy życia w zimie, kiedy lód pokrywa całe okoliczne wody. Z rozbrajającym uśmiechem błękitnooki bosman powiedział mi, że w zimie jest bardzo ciekawie bo można łowić ryby na spod lodu...

fot. Sputnik Team
Wieczorem południowy wiatr niósł nas już po wodach południowej Zatoki Botnickiej. Biała noc była zimna i mokra, do samego rana padał deszcz i kolejne wachty wracały pod pokład zziębnięte i zmęczone. Na szczęście prędkość rekompensowała wysiłek. Poniedziałek z kolei przywitał nas piękną słoneczną pogodą i słabym wiatrem zmuszającym do korzystania z silnika. Botnickie słońce nie ma sobie równych! Jego białe światło operuje z taką mocą, że zdaje się prześwietlać i wybielać wszystko wokół. Nie sposób wytrzymać na pokładzie bez ciemnych okularów. Kolorystyka krajobrazu jednoznacznie kojarzy się z fińską biało-błękitną flagą. Słoneczny żar częściowo rekompensował chłód bijący od wody, jednak trzeba pamiętać, że jeszcze w maju był tutaj lód, więc po północy mimo braku zmroku robiło się bardzo zimno. Załoga „Pegaza”, której historyczną trasą z 1969 roku podążaliśmy, o tej samej porze roku napotkała w tych rejonach pola lodowe! Na szczęście tegoroczna zima nie była sroga i lodu nie spodziewaliśmy się, chociaż temperatura wody była tylko o cztery stopnie wyższa wobec pięciu stopni odnotowanych w rejsie „Pegaza”. W poniedziałkowy wieczór z postawionym spinakerem mknęliśmy z prędkością sześciu węzłów. Duża różnica temperatur między powietrzem a wodą doprowadziła prawdopodobnie do powstania na horyzoncie dziwnych miraży. Widoczne były statki, które znajdowały się poza jego linią a ich sylwetki były zniekształcone i rozciągnięte w pionie. Pojawiały się i znikały. Nie potrafiliśmy wyjaśnić tego zjawiska.

fot. Sputnik Team
Przesłane przez przyjaciół żeglarzy sms-owe prognozy pogody napawały optymizmem, jednak cały wtorek towarzyszył nam równy warkot silnika. Jachty żaglowe muszą być w tym rejonie czymś wyjątkowym, bo dwukrotnie tego dnia zaciekawione załogi rzadkich tutaj statków zmieniały kurs aby przejść obok nas i przyjaźnie pomachać. Wieczorem zaczęło wiać i rozwiewało się aż do samego Kemi. Woda dawno przestała być słona i zmieniła kolor na żółtawy. Bałtyk się kończył. Ostatnie mile pokonaliśmy na silniku klucząc między szkierami i wyspami. Wiatr zbliżał się do siły sztormu, było bardzo zimno i w samą porę znaleźliśmy schronienie w marinie Kemi. Była czwarta rano więc nie pozostawało nam nic innego jak tylko wyspać się i rano przystąpić to realizacji planu, czyli zwiedzania okolicy i organizowania transportu do Rovaniemi. W czasie kiedy smacznie spaliśmy bosman wciągnął na maszt polską flagę. Wizyta w Laponii rozpoczęła się.
Mateusz Stodulski
pozytywne wibracje, pozdrawiam. siemka Komar ;) fajnie wyglądaz w tym kanuuuu'trzymajcie się ekipa i pomyślnych wiatrów, big E
jak zobaczysz mikolaja to go pozdrow od mieszkaancow
fajnie opisujesz wasza wyprawe wielki szacun dla ludzi z pasjiaPOMYSLNYCH WIATROW
Pasja = szczęście Pozytywna zazdrość wszystkim pasjonatom żeglarstwa! Niestety nie mam czasu realizować swoich marzeń, może za rok?
Dzięki za relację! Dobra robota!
yejiiii yejiiiii
Bardzo fajna sprawa z taką wyprawą.
W Rowaniemi można kupić konserwę z Rudolfa!! Palce lizać!!
dzieki za kolejna ciekawa relacje z tego etapu rejsu, rozbroilo mnie przyznanie sie do bledu czasowego i w efekcie oczekiwanie na nastepne podniesienie mostu, , , a pro'pos mirazy, wywolanych -jak sugerujesz-roznica temperatur;polnoc to magiczna kraina, pewnie wiele niespodzianek Was tam czeka, za co trzymam kciuki, w oczekiwaniu na dalsze opisy wyprawy
Bardzo ciekawie opisujecie ten rejs.Pozdrawiam zaloge.