Jest 6 sierpnia 1785. Gorące słoneczne lato. W Trzebieszewie trwają żniwa. Na polu pracują rolnicy i wynajęci pracownicy śpiesząc się ze zbiorami. Pracują sierpami i kosami. Większość z nich jest z pewnością boso. Około godziny 16.30 „Wszechmocny Pan i Władca taki sprawił nam los, że nadciągnęła pogoda z zachodu i przeszła przez okolicę, gdzie nasze młode pachołki sierpami kosiły zboże.” Pracujący w polu szukają schronienia przed deszczem i burzą. Trzech z nich schowało się pod świeżo ściętym sianem (pod stogiem siana?). Niestety właśnie w to miejsce „z nieba spadł […] promień i trzech z nich tak jak siedziało razem, tak zginęli”
Na miejscu od razu po uderzeniu pioruna umarły dwie osoby:
1) Ernst Brodhagen, świętej pamięci trzeci syn Adriana Brodhagena, chłopa z Mokrawicy, który służył tutaj u dzierżawcy – miał 36 lat i 2 miesiące.
2) Michael Friedrich Ströde, spadkodawcy Johanna Strödea jedyny syn, w wieku 19 lat i 9 miesięcy.
Trzeci (Joachim Schramm, najstarszy syn tutejszego szlachcica Schulzen Gottfired Schramm, w wieku 22 lat i 6 miesięcy) żył jeszcze przez chwilę. Kiedy na miejsce tragedii wezwano pastora (Daniel Joachim Urich) ów stwierdził, że Joachim jeszcze oddycha. Jak opisał to Urich, Joachim Schramm „zdążył jeszcze kilka razy zaczerpnąć powietrza” Niestety chwilę potem także zmarł. Opis ciał nieszczęśników jest dość makabryczny. Przypalone włosy i brwi, osmalone na czarno twarze, pogruchotana mózgoczaszka (Ernst Brodhagen został uderzony piorunem dokładnie nad lewym okiem), zdrętwiałe bądź sflaczałe ciała.
Pastor stwierdził, że wszelka pomoc jest już daremna i poszkodowanych w żaden sposób nie można uratować.
Rozmiar tragedii powiększa fakt, że Michael Friedrich Ströde zmarł na oczach swojego ojca, który stał niecałe 8 kroków od niego. Zmarli to ludzie młodzi (19 i 22 lat) bądź w sile wieku (36) Michael Strode był jedynym synem swoich rodziców.
Zdarzenie duchowny określa „jako dla mnie, dla naszej wioski i całej gminy, największym spośród naszych najgorszych dni” Warto zaznaczyć, że Urich był pastorem Trzebieszewa 50 lat (1769-1819 lub 1822) i z pewnością był w tym czasie świadkiem wielu ludzkich tragedii choćby okrucieństw wojen napoleońskich. Mimo tego, właśnie ten dzień i to zdarzenie uznał za najbardziej wstrząsające w swoim życiu.
Jako pastora martwiła go jeszcze jedna rzecz. Zmarli odeszli nagle, śmiercią niespodziewaną bez spowiedzi i bez ostatniego namaszczenia. Problematyczna więc pozostała kwestia ich zbawienia. Do dziś wszak modlimy się słowami „od nagłej a niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie”. Stąd modlitwa pastora „Oby Bóg chciał się z woli Jezusa zlitować na ich duszami i że pomimo ich koniec nadszedł niespodziewanie, to z całą pewnością ich wstąpienie do błogosławionego nieba było możliwe”. Jako duchowy przywódca wioski martwił się nie tylko o życie doczesne ale i o możliwość ich zbawienia.
Zdarzenie musiało mocno utkwić w pamięci zbiorowej Trzebieszewa. Jeszcze w 1945 przy drodze prowadzącej na Świniec stał drewniany pomnik przedstawiający wyrastające z jednego pnia głowy trzech zmarłych. Mieszkająca w 1945 roku Niemka wspominała mi o pomniku oraz o tym, że upamiętniał trzech zmarłych, w których uderzył piorun. I chociaż wersja się nieco zmieniła (wg kobiety mężczyźni zostali trafieni piorunem gdy w czasie żniw szli boso z kosą na ramieniu, w którą uderzył piorun) to samo zdarzenie mimo upływu ponad 150 lat wciąż było żywe. Znane jest też miejsce zdarzenia. To pola „na górce” po lewo od drogi na Świniec już przy wylocie z Trzebieszewa.
Wszystkim dotkniętym przez tragedię i tą spod Giewontu i tą sprzed 200 lat pozostaje mi zadedykować słowa pastora „W nas wszystkich Bóg chciał obudzić poprzez swojego ducha prawdziwą gotowość, albowiem możemy cały czas żyć w strachu przed nim, by kiedyś w prawdziwej wierze móc okazać mu wierność. Moje ciało i duszę oddaję pod twe rozkazy, o Panie, racz mi dać błogi koniec, przez Jezusa Chrystusa Amen!”
Nie jestem historykiem. Nie studiowałem historii. Lubię historie i się nią interesuję. Proszę nie traktować tych felietonów jako źródła wiedzy historycznej – raczej jako zachętę do samodzielnego poznawania i poszukiwania historii Kamienia i okolic. Jeśli mają Państwo jakiekolwiek uwagi co do tekstu a może informacje czy pomysły na kolejne tematy bardzo proszę o kontakt pod adresem email mamzers@op.pl. Przy przygotowywaniu materiału korzystałem z książki „Minione dni Z archiwum parafialnego gminy kościelnej Tribsow” autora Pastor Richter Zebrane przez Ernsta Biastocha Pastora w tłumaczeniu p. Piotra Czerko z innych ogólnodostępnych źródeł oraz własnego archiwum
Czy to prawda, że w Kościele luterańskim nie ma spowiedzi? Nieprawda! Luteranie praktykują trzy rodzaje spowiedzi: 1) spowiedź w (codziennej) modlitwie, kiedy wyznajemy Panu Bogu nasze grzechy. Ks. dr Marcin Luter powiadał w Tezie 1 z 1517 roku, że jeśli Pan Jezus Chrystus mówi 'Pokutujcie' to chce, aby całe nasze życie było pokutą, dlatego też modlitwa chrześcijanina nieodłącznie wiąże się z wyznaniem winy. 2) spowiedź w ramach nabożeństwa z Sakramentem Ołtarza jest uroczystą i liturgiczną formą spowiedzi. Rozpoczyna się odczytaniem psalmu pokutnego, krótką modlitwą lub przemówieniem spowiednim. Następnie ksiądz wraz ze zborem zmawia MODLITWĘ SPOWIEDNIĄ (zborownicy mogą stać lub klęczeć), a następnie ksiądz, któremu na mocy ordynacji powierzona jest Władza Kluczy w Kościele zadaje trzy pytania (Czy żałujesz za grzechy swoje? Czy wierzysz w odpuszczenie grzechu przez Jezusa Chrystusa? I czy pragniesz z pomocą Ducha Świętego poprawić życie swoje?), po których sam za siebie
Znam to miejsce. ..
W latach pięćdziesiątych też ginęli ludzie na łąkach i polach od pioruna. Pamiętam nazwiska i groby na cmentarzu...Marian
Niestety historia ta nie do końca jest rzetelna. Pastor nie udziela rozgrzeszenia i nie ma w kościele protestanckim spowiedzi świętej a tymbardziej" ostatniego" (jeśli w ogóle takowe jest) namaszczenia. Nie ma tych sakramentów w Kościele protestanckim. Brak wiedzy pociągnął do podkoloryzowania historii