ikamien.pl • Niedziela [09.01.2011, 12:23:16] • Kamień Pomorski
Czarownice. Psychoza czy rzeczywistość? Cz. 2

Strona z Kroniki kościoła w Niemicy z lat 1597-1765( fot. archiwum autora
)
Jeszcze w drugiej połowie XVII wieku procesy i kaźnie czarownic były na Pomorzu Zachodnim zjawiskiem dosyć częstym. Pod zarzutem sprowadzania na ludzi chorób, odbierania krowom mleka, czy innych diabelskich praktyk, stawiano przed sądami nieszczęsnych ludzi, zazwyczaj kobiety. Ponieważ podstawową metodą dochodzenia prawdy przez owe sądy, często kościelne były nieludzkie tortury, więc czarownice przyznawały się do wszystkiego, obciążały także inne wskazane przez oskarżycieli osoby, aby tylko uniknąć cierpienia. Załatwiano często w ten sposób osobiste porachunki, usuwano niewygodnych ludzi. Ostatnią osądzoną i spaloną w okolicach Wrzosowa na stosie w 30 grudnia 1679 roku była Petra Krügers ze Skarchowa; w innych dokumentach mówi się o procesie Martina Ohmsche z Chrząstowa w 1720 roku, jako o ostatnim procesie o czary.
Polowanie na czarownice w powiecie kamieńskim
Rudolf Spuhrmann kamieński nauczyciel i historyk w wydanej w 1924 roku „Historii miasta Kamienia na Pomorzu oraz kamieńskiej kapituły katedralnej”, w części dotyczącej historii Kamienia pod datą 30. 12. 1679 roku zanotował: „Czarownica ze Skarchowa Petra Krügers została spalona na długiej górze”. Natomiast w części poświęconej kamieńskiej kapitule katedralnej Rudolf Spuhrmann napisał: „W drugiej połowie XVII wieku w Kamieniu prowadzono walkę z czarownicami. Kroniki zawierają sprawozdania z wielu procesów przed Kapitułą Katedralną. Rada miasta miała do całej sprawy trzeźwy i sceptyczny stosunek, ale do wydarzeń się nie wtrącała. Wyroki kapituły z reguły były zatwierdzane przez Wydział Prawny w Greifswaldzie (chodzi prawdopodobnie o Wydział Prawny Uniwersytetu w Greifsaldzie gdyż w oryginale napisano „Juristenfakultät Greifswald – dop. mój MK). Ofiarę, zazwyczaj donosu złego człowieka – zwykle sąsiada czy nawet członka rodziny, która na torturach do wszystkiego się przyznawała Kapituła skazywała na śmierć i kierowała na »Długą Górę« koło Wrzosowa. Tam ją palono na stosie. Na początku XVIII wieku procesów czarownic zakazano”.

Szukanie na ciele pomówionej o czary diabelskich znamion( fot. archiwum autora
)
Także Ryszard Marciniak w książce wydanej 1970 roku „Dobra kapituły kamieńskiej do połowy XV wieku” napisał: „Przekroczenia cięższe karał sąd kapituły. Znacznie później, bo w wieku XVII i XVIII zbierał się on na tzw. »Der lange Berg«, położonym w pobliżu granic Wrzosowa. Jest prawdopodobne, że zwyczaj odbywania sądów pod gołym niebem pochodził z czasów słowiańskiego średniowiecza”.
Prześladowanie czarownic, wiedźm i czarowników osiągnęło w naszym powiecie przerażające rozmiary. W prawie 20 miejscowościach powiatu kamieńskiego odbywały się procesy, dziś trudno jest podać nawet przybliżoną liczbę ofiar prześladowań.
Pierwszy odnotowany w powiecie kamieńskim proces o czary miał miejsce w 1520 roku w Maraczu, w miejscowości leżącej wówczas w powiecie kamieńskim. O czary oskarżono wtedy żonę niejakiego Hansa Mollera. Nieco później w księdze parafialnej z lat 1554-1945 kościoła w Niemicy zapisano: W święto Bożego Narodzenia 1601 (środa) w Niemicy spalony został na stosie Hans Malte zamieszkały w Dargoszewie za uprawianie czarów. W tej księdze-kronice wspomina się także o procesach czarownic Wolinie oraz Dobropolu w 1667 roku.

Mapa z zaznaczonym wzgórzem „Der lange Berg” pod Wrzosowem, miejscem palenia skazanych za czary( fot. archiwum autora
)
Następny taki przypadek według dostępnych źródeł miał miejsce w 1602 roku w Jarszewie. Otóż mieszkańcy Skarchowa o uprawianie czarów oskarżyli żonę pastora. Jarszewski pastor nie był lubiany przez mieszkańców swojej parafii, gdyż często gromił ich z ambony, i prawdopodobnie oskarżenie jego żony o czary było swoistym aktem zemsty.
W dniu 9 grudnia 1602 roku we Wrzosowie została spalona żona pastora Johanna Schünemanna razem ze swoją siostrą za uprawianie czarów. Spalono także panicza Puttkammera. Kolejną ofiarą była spalona na stosie w 1618 roku w Recławiu (Rezlaf) mieszkanka tej miejscowości oskarżona o to, że czarami zabiła trzodę niejakiego von Zastrowa.
Wspomniany już pastor z Jarszewa oskarżył 1621 roku - pewnie także kierując się zemstą - ludzi ze Skarchowa o czary. Jednak 27 lipca 1664 roku umorzono postępowania przeciw mieszkańcom Skarchowa.
Na przestrzeni lat 1680-1699 w powiecie kamieńskim za czary na śmierć przez spalenie zostało skazanych co najmniej 6 osób, siódma osoba została skazana za sporządzanie trucizn. Niechlubne pierwszeństwo należało do Wrzosowa. Pisze o tym Mattias Krebs, który był pastorem we Wrzosowie w latach 1657-1701. W księdze parafialnej, gdzie odnotowane były wszystkie ważne wydarzenia takie jak chrzty, śluby, zgony od 1620 roku można przeczytać, że Michael Schultens z Radawki w 1680 roku oskarżył swoich rodziców o uprawianie czarów: po odwiedzinach u niego, jego matki padło mu kilka sztuk bydła, a ojciec sprowadzał na niego choroby. Ojciec Michaela Schultensa zmarł w czasie tortur, a jego matkę spalono na stosie, a razem z nią w worku spalono ciało jej męża. Matka przed śmiercią powiedziała do syna Michaela, że za 7 lat spotka go to samo, co ją. Rzeczywiście Michael Schultens z Radawki 22 marca 1687 roku został skazany na śmierć po przez łamanie kołem za otrucie żony.
Kolejnymi ofiarami byli Marten Zühlke’sche z Wrzosowa spalony na stosie w 1681 roku; w 1693 roku spalono na stosie położną, matkę Jürgena Moldenhower’scha z Radawki; w święto Matki Boskiej Gromnicznej w lutym 1699 roku Michel Schulte czarownik ze Strzeżewka podczas wyprowadzania z kamieńskiej katedry został śmiertelnie ugodzony nożem, wskutek czego umarł w areszcie; 2 maja 1699 roku za czary spalono na stosie Hansa Kröger’schea z Wrzosowa.
W Starzy w 1631 roku ujawniono czarownicę odbierającą krowom mleko; w Żółcinie według przekazów oskarżano niejakiego Petera Freyse w 1689 roku o to, że diabeł pod postacią kozła naganiał mu ryby do sieci. Legenda, ludowe przekazy mówią, że 1689 roku czarownice były chrzczone przez Diabła przy moście przez Grabowską Strugę.

Nieistniejący most podnoszony przez Grabowską Strugę gdzie według podań diabeł chrzcił czarownice( fot. archiwum autora
)
Znane miejsca straceń
Procesy kończyły się z reguły wyrokami śmierci, a wykonywane były one w poszczególnych miejscowościach, w wyznaczonych do tego celu miejscach. Najbardziej znanym miejscem straceń było wzgórze leżące przy drodze Kamień Pomorski – Gostyń, w pobliżu Wrzosowa nazywane „Galgenberg” (wzgórze wisielców) lub „langen Berg” (długa góra). Wiadomo, że tam spalono na stosie osoby obwiniane o czary z Wrzosowa i Radawki. Stała tam także miejska szubienica, za pomocą której wykonywane były wyroki orzekane przez sąd świecki w Kamieniu Pomorskim za inne przestępstwa, np. morderstwa czy podpalenia. Wszystkie wyroki wykonywane były publicznie.
W przypadkach wątpliwych, kiedy oskarżani o czary zaprzeczali oskarżeniom, protokoły rozpraw przekazywano do rozstrzygnięcia wydziałowi prawa uniwersytetu w Greifswaldzie oraz Regionalnej Izbie Sądowej (Schöppenstuhl) w Stargardzie Szczecińskim. I tak np. Schöppenstuhl zakwestionował wyrok procesu z dnia 20 czerwca 1665 roku w Rekowie i nakazał von Kollerowi - prawdopodobnie przewodniczącemu składu sądzącego - uniewinnienie i zwolnienie z aresztu osoby obwinionej, dopatrzono się bowiem nieprawidłowości, jakie miały miejsce podczas przesłuchania. Okazało się, że podejrzany był dwukrotnie torturowany, w wyniku czego został inwalidą niezdolnym do pracy. W związku z tym Urząd Elektorski w dniu 19 września 1695 roku skazał von Kellera na karę grzywny w wysokości 4 korcy żyta (1 korzec na Pomorzu to 222,35 litra) oraz 4 talary.
Prawie każda większa wieś w naszym powiecie miała miejsce, tzw. „Blocksberg” na wzór Brockenu w Górach Harzu, (mitologia germańska mówi o odbywających się tam w Noc Walpurgii sabatach czarownic, zaobserwowano tam rzadkie zjawisko optyczne spotykane w górach zwane „Widmem Brockenu”, polegające na widzeniu własnego cienia na chmurze znajdującej się poniżej obserwatora. Zdarza się, że cień obserwatora otoczony jest tęczową obwódką zwaną glorią), na którym odbywały się walne zgromadzenia – sabaty czarownic czy wiedźm.
Przekazy historyczne wskazują kilka takich miejsc w powiecie kamieńskim: „Sandhügel” niewielkie piaszczyste wzgórze pomiędzy Kamieniem Pomorskim a Żółcinem; „Henkenhägener Felde” koło Upadłych; „helle Berg” jasna góra w Benicach. Natomiast czarownice ze Skarchowa spotykały się w Noc Walpurgii to jest z 30 kwietnia na 1 maja pod drzewami w ogrodzie Ratusza w Wolinie.
Na sabaty czarownice zlatywały się przede wszystkim na miotłach, po przybyciu na miejsce biesiadowano, grano i tańczono z Diabłem. Wierzono, że każda czarownica czy wiedźma w nocy posiada moc latania na miotle. Choć wiele osób odnosiło się, i dalej odnosi się sceptycznie do zlotów czarownic w Noc Walpurgii - w mitologii nordyckiej jest to noc zmarłych, złych duchów - to jeszcze dziś wiele ludzi w to wierzy.
W czasie panowania szwedzkiego na Pomorzu w latach 1648-1721 królowa Krystyna 16 lutego 1649 roku zniosła wszystkie kary śmierci w procesach o czary. Jednak po jakimś czasie rozporządzenie to poszło w zapomnienie.
Król Fryderyk Wilhelm I Pruski 25 czerwca w 1715 roku zabronił prześladowania czarownic i skazywanie ich śmierć, a ewentualna kara za takie czyny nie mogła być większa niż 100 talarów grzywny lub 14 dni aresztu. Fryderyk Wielki w latach 1740 i 1754 zakazał stosowania tortur i zniósł karę śmierci.
Prawdziwe powody oskarżeń o czary
W większości donosy na rzekome czarownice, wiedźmy czy czarowników dyktowane były chęcią zemsty, dybania na majątek ofiary, czy wręcz ludzką zazdrością i podłością. Najjaskrawszym tego przykładem jest Sydonia von Borck. Zaczęło się od tego, że będąc wraz z siostrą Dorotą pod opieką wrogiego im brata Ulricha w pewnym momencie zaczęła upominać się o spadek po rodzicach, a potem po zmarłej siostrze. To zapoczątkowało liczne procesy w tym o czary.
Procesy o czary były drogie, a koszty ponosiła ofiara procesu oraz jej najbliższa rodzina. Musiała ona nie tylko pokryć koszty procesu, ale także koszty egzekucji, a więc zapłacić za kata, za słomę i drewno na stos oraz dowiezienie ofiary na miejsce stracenia.
Zamykając opisy procesów o czary w powiecie kamieńskim, nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym procesie, odbywającym się co prawda daleko od Kamienia, to jednak związany z Kamieniem poprzez księcia Ernesta Bogusława de Croya, tytularnego biskupa kamieńskiego fundatora organów w katedrze kamieńskiej i przez jakiś czas mieszkańca Golczewa.
Otóż pierwszy proces o czary, jaki toczył się w Słupsku jest godny uwagi z tego powodu, że główną rolę odegrała w nim wykształcona i światła księżna Anna de Croy - siostra księcia Bogusława XIV, a matka wspomnianego wyżej księcia Ernesta Bogusława de Croya - mająca w Słupsku swoją wdowią siedzibę. Oto co pisze na ten temat dr Urszula Mączka: W słupskim archiwum miejskim znajdował się rewers z 1651 roku. Był to pierwszy zapis ze Słupska o torturowaniu i spaleniu na stosie kobiet podejrzanych o konszachty z diabłem. Kto nie jest historykiem - nieczęsto wraca do starych dokumentów. A jednak czasami warto to uczynić. Beznamiętny język rewersu z podpisem księżnej Anny de Croy robi silne wrażenie. Dwie służące zostały oskarżone o to, że podały księżnej zatruty czarami napój. Urszula Mączka przypuszcza, że służące padły ofiarami jakiejś dworskiej intrygi, ale tego nikt już nie udowodni. Radcy księżnej powiadomili magistrat o popełnieniu „zbrodni diabelskiej” i zażądali ukarania bezbożnic. Przebieg procesu nie jest znany. Wiadomo natomiast, że księżna napisała wniosek, by magistrat odegrał w tym procesie wiodącą rolę, a jej radcy byli jedynie aktywnymi uczestnikami. Księżna nie kiwnęła nawet palcem, by kobiety uchronić od śmierci. Obie były poddawane torturom, więzione w baszcie nad Słupią, a wreszcie spalone na miejscu straceń, które nosiło nazwę Radeberg.
W wirydarzu katedry kamieńskiej znajduje się płyta nagrobna dziekana kapituły w latach 1610-1622 Hansa Heinricha von Flemminga i jego żony z domu von Borck. Otóż von Flemming znany był jako pogromca czarownic. Tak długo ścigał niejaką Margaret Köller z Moracza, aż doprowadził do skazania ją na śmierć przez utopienie.
Kamieńskie procesy w świetle dostępnych dokumentów
Wiele lat po tych zdarzeniach Superintendent katedry kamieńskiej Winkler znalazł 1 października 1818 roku w archiwach katedry opis procesu sądowego Hansa Schulza (prawdopodobnie chodzi o tą samą osobę oskarżoną przez syna, różnie jednak pisane są nazwiska), zmarłego w czasie tortur, i jego żony Catharine Piepkorn skazanej na spalonie na stosie. Zeznała ona na torturach przed katem z Trzebiatowa m.in., że odwiedzało ją 5 diabłów pod postaciami psa, kota, kozła, królika i koguta.
W inwentarzu Zespołu Akt Kapituły Kamieńskiej z lat 1478-1823 w rozdziale XXI zatytułowanym Judicalia pod pozycją 544. Verschieden processakten betr. Zauberei – Dokumenty różne z procesów o czary, odnotowano procesy: 1. Esther Sievert, Peter Heye u. Witwe - 1685; 2. Die Michel Streckelingsche aus Rewahl (Rewal) - 1642; 3. Martin Ohmsche aus Gramzow (Chrząstowo), Peter Zülchen wegen nachgesagter Zauberei – 1720; 4. Engel Zülecke und einige kleinere Bruchstücke – 1621.
Lista posądzonych o czary i zgładzonych bądź zmarłych podczas tortur sporządzona na podstawie Akt Książęcego Sądu Nadwornego w Szczecinie oraz Archiwum Książąt Szczecińskich zawiera następujące nazwiska z powiatu kamieńskiego: Margareta Glambeken zmarła podczas tortur w Wolinie w 1565 roku (KSN nr 3221); Agnieszka Pipenbrock z miejscowości Moracz koło Wolina, zmarła wskutek ran odniesionych podczas tortur w Wolinie w 1597 roku (AKS nr I/4542); Anna Beyerstorffen z Bussendorf koło Golczewa spalona na stosie w Golczewie w 1666 roku (AKS nr III/123); Krystyna Fleischfreser z Bussendorf koło Golczewa spalona na stosie w Golczewie w 1668 roku (AKS nr III/123);
Kiedy szukałem w Greifswaldzie dokumentów związanych z procesami o czary okazało się, że trudno na nie natrafić. Jeden z pracowników miejscowego muzeum powiedział mi, że przed wojną całą dokumentację dotyczącą tych spraw zabrało SS na rozkaz samego Heinrich Himmler - szefa tej uznanej za zbrodniczą formacji. Otóż wielu nazistów było wyznawcami sztuk tajemnych, okultyzmu, mistycznej i ezoterycznej sfery ludzkiego życia. Do badania tych spraw powołano H-Sonderkommando (H znaczyło Hexen - czarownica) do którego włączono z początkiem 1939 roku instytut Ahnenerbe (Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej, Niemieckie Dziedzictwo Przodków – Studiengesellschaft für Geistesurgeschichte, Deutsches Ahnenerbe e.V.; założone w 1935 roku.
Marian KLASIK
Do napisania niniejszej publikacji były mi pomocne:
- Rudolf Spuhrmann; Geschite der Stadt Cammin in Pommern und Camminer Domkapitels 1924 r.
- Ryszard Marciniak; Dobra kapituły kamieńskiej do połowy XV wieku 1970 r.
- Gerhard Harder; Hexen - Wahn und Wirklichkeit „Camminer Heimmatgrüße” nr 485/2010 r.
- Czary i czarownictwo na Pomorzu pod red. Arlety Majewskiej 2008 r.
- Materiały i dokumenty Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej
- Marian Klasik; Klątwa czarownic? „Głos Szczeciński – Magazyn” z dnia 7 stycznia 2005 r
a bedzie cz3
casting odbedzie sie w swincu pod nr 13
Dziwnów też ma swoje z krwi i kości czarownice, trzy mieszkają blisko mostu na rz. Dziwna, może były w niej chrzczone przez swojego byłego szefa? panie Marianie!zapraszamy do Nas drzewo się znajdzie, wyroki można wykonać w sezonie letnim niech turysty mają frajdę!
Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem artykuł Pana Mariana. Lektura całości wzbudziła we mnie jednak pewien niedosyt. Świadom jestem tego, jak trudno jest w sposób wyczerpujący opisać zjawisko tak rozległe czasowo i przestrzennie. Tym bardziej, że temat artykułu poruszył tematykę nader delikatną, a zarazem wstydliwą dla naszej europejskiej historii i niestety nadal zbyt często tendencyjnie opisywaną. Na pomorskim gruncie tematyka była do tej pory zaledwie sygnalizowana, podejmowana okazjonalnie i nie doczekała się jak dotąd monograficznego ujęcia. Niezmiernie ważnym staje się więc postulat rzetelnego podejścia do tematu. W ocenie zjawisk, wydarzeń, a tym bardziej przemian społeczno-gospodarczych, politycznych i społeczno-religijnych dokonujących się w odległej przeszłości, nieodzowne jest osadzenie ich w ówczesnych realiach. Jest to podstawowa przesłanka każdego, kto historią pragnie się zajmować.
W artykule zabrakło przede wszystkim szerszego odniesienia do złożonego kontekstu historycznego: zachodzących przemian społeczno-politycznych, powstawania nowych ruchów religijnych, kryzysu ekonomicznego dotykającego szerokich mas społecznych, fali nieurodzajów i klęsk żywiołowych, różnego rodzaju chorób i epidemii dziesiątkujących całe populacje, trwających przez dziesięciolecia wojen religijnych, kryzysu instytucji kościelnych i świeckich, kryzysu ówczesnego wymiaru sprawiedliwości, niepokojów społecznych, buntów i rebelii chłopskich, nawrotu do praktyk pseudoreligijnych, okultyzmu, wróżbiarstwa itd. Skupienie całej uwagi tylko na klerze i płaszczyźnie religijnej jest dalekim uproszczeniem, mogącym mieć istotny i negatywny wpływ na końcowe konkluzje. Dostrzec to można chociażby w tonie komentarzy internautów, w których dominuje stanowisko antyreligijne (antyklerykalne). Niekorzystne wydaje mi się również zestawianie ze sobą faktów mających różne podłoża i podciąganie ich do wspólnego mianownika
Niezbyt szczęśliwe jest również dokonywanie zestawień pojedynczych faktów i szafowanie liczbami podsumowującymi całe dziesięciolecia, czy wręcz epoki. Uzasadnieniem byłby przemyślany i celowy zabieg psychotechniczny, zmierzający do wywołania piorunującego wrażenia na odbiorcy. Tymczasem osadzenie pojedynczych faktów prześladowań w ówczesnych złożonych realiach, niemal marginalizuje temat. Dla przykładu. Zwróćmy uwagę jakże odmienny wymiar nabiera pojedyncza medialna nota typu: „W dniu dzisiejszym na drodze powiatowej nr 106 w okolicy Śniatowa pijany mężczyzna kierujący samochodem osobowym potrącił śmiertelnie rowerzystę”, z zestawianiem rocznym lub kilkuletnim typu: „Na przestrzeni 2000-2010 roku w powiecie kamieńskim pijani kierowcy spowodowali 200 wypadków, w wyniku których 150 osób poniosło śmierć”. Podobnie rzecz się ma z procesami czarownic.
Wydaje mi się, że przedstawione przypadki sądów czarownic w okręgu kamieńskim, wyrwane z szerokiego kontekstu dziejowego, nie dają odpowiedzi na postawione w tytule pytanie. Chyba, że jest to typowa retoryka zmuszająca czytelnika do osobistej syntezy? Odnoszę jednak wrażenie, że pozostawienie odbiorcy z pewnymi luźno zestawionymi faktami, doprowadzić może do kolejnej psychozy. Ufam, że artykuł nie jest nastawiony na jej wywołanie. Przytoczone w artykule przypadki prześladowań są faktem, czy jednak można potraktować je jako znamiona zbiorowej psychozy? Wątpię. Raczej potraktowałbym je jako przejaw nietolerancji i kryzysu społecznego.
Marian, to bardzo ciekawe co piszesz. czekam na cżęść trzecią. Czekam też na coś extra: daj swoją biografie, słyszałem że jest ciekawa, bardzo ciekaw. Bywasz na śląsku czasem? Pozdrawiam Cię i Józka Klasika też.
Panie Klasik niech Pan sie nie zraża opiniami katomatołów i dalej pisze. Katolicyzm zapisał się czarnymi literami w historii nie tylko Europy ale to oczywiscie inna historia. Chętnych do palenia czarownic nie brakuje i dzisiaj. Zresztą czołowi politycy polskiej prawicy już maszerują z pochodniami, strzeżmy się.
Marian czekamy na twoją biografię..
a gdzie ten casting?
Klasik nie jest katolikiem dlatego szuka czarownic, powinien o sobie najpierw napisać co sobą reprezentuje, czy sam nie jest czarownikiem, starsze pokolenie bardzo dobrze go zna, i do jakiego kościoła należy, akurat nie do tego co go oczernia.
Katolicy ciągle szukają czarownic. Wystarczy że dany człowiek jest innego wyznania, lub jest niewierzący a dopadają go kpiny i prześladowania. Widać to dobrze w kamieńskiej polityce kierowanej przez Opu Dei. Bardzo dobry artykuł! Dziękuję Panie Marianie
Na tzw krzyżu mordercy z Kamienia Pomorskiego umieszczona była inskrypcja " BIDDET VOR HINNYNCK KOLLER SELE" (MÓDL SIĘ ZA DUSZĘ HINRIKA KOLLERA.
Dzięki Maniek. Kolega z Chopina.
Ciekawy artykuł, Panie Marianie, a moze napisze Pan coś o swojej historii? Jest bardzo bogata i ciekawa tak jak i Pańska osoba, proszę sie tym z nami podzielić. Pozdrawiam.
Ciekawy artykuł jednak ktoś na iikamien potrafi pisać
Panie Marianie serdeczne dzięki za kolejny ciekawy artykuł.Mam nadzieję, że ktoś kiedyś z naszych władz w końcu doceni pański wkład w dzieje naszego powiatu
Krzyż pokutny, który obecnie jest w Muzeum Narodowym w Szczecinie znajdował się w parku, pomiędzy obecną ulicą Wolińską i Szczecińską, w miejscu gdzie obecnie stoi zrujnowana tzw. Polonia (dom został zbudowany w latach 70- tych XIX wieku) przez kamieńskiego historyka Ludwiga Kuckena). Jest to bardziej płyta wykonana z wapienia gotlandzkiego na której znajduje się relief wklęsły z Ukrzyżowanym Chrystusem - obecnie słabo czytelny. Płyta pochodzi z XIV wieku, została umieszczona w tym miejscu z za zabójstwo szlachcica Kollera. Do dnia dzisiejszego krzyż pokutny znajduje się w Trzebiatowie.
po długiej górze został długi dół.
uwaga casting na czarownice chetne prosze o zbiorke z swoimi drapakami !!
Gratuluje artykułu, bardzo ciekawy, a swoją drogą ciekawostki z historii tych terenów powinny stać się stałym punktem programu na iikamien.
Marian nie wie?
Ciekawe!
M. nie ma nigdzie krzyża pokutnego z Wrzosowa-a był na pewno do 1939 roku...