Dr Józef Pluciński • Niedziela [13.09.2009, 06:20:37] • Międzyzdroje
Niezwykła przygoda pomorskiego kanclerza

Pełne tajemnic jeziorko Gardno, w pobliżu Międzyzdrojów, fot. J. Bengs( fot. archiwum autora
)
Wyspa Wolin to oaza wspaniałej przyrody na szczęście jeszcze niezbyt naruszonej działaniem ludzi. Ten skrawek lądu posiada bogatą a skomplikowaną historię obfitującą w dramatyczne nieraz zdarzenia. Miejscowa tradycja przekazała nam wiele legend i przypowieści o sprawach i zdarzeniach które miały ponoć miejsce. Jedną z nich o perypetiach ówczesnego pomorskiego dygnitarza opowiem.
Spełniając wolę rezydującego w Wołogoszczy ( dzisiejszym Wolgaście) księcia pomorskiego w 1500 roku, jego kanclerz ( odpowiednik premiera), Jürgen von Kleist, dokonywał podróży lustracyjnej wszystkich krain wologoskiego księcia. Jej celem było skontrolowanie poborców podatkowych i celnych, oraz znalezienie nowych źródeł książęcych przychodów, czyli trywialnie mówiąc dokręcenie podatkowej śruby.
Podróż, acz nieśpieszna, do przyjemnych nie należała. Ówczesne pomorskie drogi, bez wyjątku wszystkie, były już to gliniastymi, już to piaszczystymi, a po deszczu błotnistymi, wąskimi duktami. Nadzwyczaj rzadko napotkać można było karczmę, czy zajazd jakowyś. Rzezimieszków natomiast łupiących tak karawany kupieckie, jak i zwykłych podróżnych, było w nadmiarze. Nie należało do rzadkości że rozbójniczego procederu imali się szlachetnie urodzeni, rycerze rabusie, z niemiecka „Raubritter” nazywani. Książęca władza słaba wówczas była i podróż często łączyła się z ryzykiem. Nie przypadkowo zatem ciągnął kanclerz sporym orszakiem składającym się z kilku mocno okutych wozów z zapasami jadła i napitków, liczną służbą, oraz silnym pocztem zbrojnych. Sam dostojnik podróżował w kolasce, która aczkolwiek dobrze resorowana, na bezdrożach i wybojach okrutnie wytrząsała obfite kanclerskie członki.
Była to wczesna pogodna jesień. Po zwizytowaniu bardzo ubogich wiosek na Uznamie, w większości będących własnością klasztoru w Pudagli, z których daninę zbierali klasztorni braciszkowie. W tejże Pudagli, utrudzony podróżą kanclerz zatrzymał się na kilkudniowy popas. Po odpoczynku kawalkada udała się dalej i dobrnęła do nędznej rybackiej osady Swine lub Zwine nazywanej. Przez niemal cały, na szczęście pogodny dzień, przeprawiono wozy, konie i świtę kanclerską. Przewoźnicy, którzy po wielkiej ilości koni wozów i ludzi spodziewali się znacznego zarobku, doznali srogiego zawodu. Kanclerz z pazerności wszak słynął i twardo egzekwował przywilej bezpłatnej przeprawy książęcych dworaków i służby. Sarkających a ociągających się przewoźników, batożkiem nawet dla przykładu potraktować nakazał.
Utrudzeni przeprawą książęcy ludzie zanocowali w równie biednej wsi nazywanej Świną Wschodnią ( Ostswine ), gdzie jedynie w domu sołtysa, na upartego znaleźć można było miejsce na nocleg dla kanclerza. Rankiem następnego dnia wyruszyli w dalszą drogę w kierunku na wschód. Popas kolejny nastąpił we wsi Kępieńce (dzisiaj Międzyzdroje) , dla zlustrowania znajdującej się tam książęcą komory celnej. W dwa dni potem, o świcie ruszono w dalszą podróż w kierunku dzisiejszego Kołczewa.
Ciężka kanclerska kolasa z trudem poruszała się po krętej, pagórkowatej, wiodącej przez wolińską puszczę drodze. Koła co i rusz zapadały się w piasku tak, że towarzyszący jezdni pomagać musieli w wydobywaniu z piasku powozu dostojnika. Podróż przez to dłużyła się i już prawie wieczór zapadał, nim orszak znalazł się w pobliżu leśnego, tajemniczego jeziorka, zwanego Gardnem lub też z niemiecka Jordansee.

Jeziorko Gardno – Jordansee, na starym zdjęciu sprzed ponad 100 laty( fot. archiwum autora
)
Mowa tu o jeziorze znajdującym się dzisiaj przy szosie z Międzyzdrojów do Wisełki, na trenie niedostępnego niegdyś dla przeciętnych zjadaczy chleba Ośrodka Wypoczynkowego Urzędu Rady Ministrów . Jezioro posiadało niegdyś połączenie z morzem, obecnie wcina się siedmioma zatoczkami w ląd; pośrodku znajduje się nieduża wyspa. Jak głosi jedna z wielu legend, w pogańskich czasach była tam świątynia Światowida, stąd też jeziorko nazywano „okiem Światowida”. Poraz pierwszy wspominano już o nim , jako o „Gordino” w 1186 r. Mały ten klejnocik przyrody pobudzał bardzo wyobraźnię okolicznych mieszkańców. Wiąże się więc z nim wiele podań i legend.
Otóż w tym to właśnie miejscu, zaskoczyły podróżującego kanclerza i jego dworzan, wyjątkowo szybko zapadające ciemności. Potęgowały je przyganiane północno-zachodnim wiatrem ciemne, burzowe chmury. Kanclerz w obawie przed zagubieniem drogi w zapadającym mroku, nakazał postój, tym bardziej, że konie niespokojnie strzygły uszami, a i służbie do drogi w ciemnościach raczej się nie kwapiło. Gdy tak stali oglądając się za możliwością rozbicia obozowiska, z gęstniejącego mroku dobiegło ich początkowo ciche wołanie; „ Tutaj, tutaj, tutaj ! „ Już chcieli słudzy za głosem iść, ale znający diabelskie sztuczki kanclerz zakazał im tego. Rozkazał jeno kilku zwiadowcom z pochodniami drogę w lesie rozpoznać. Jeszcze wiele razy podrażni słyszeli to wołanie, a w ciemnościach widzieli tajemnicze ogniki. W pewnym momencie ukazał się w lesie człowiek ognisty, całkiem nagi, okryty jeno ognistym płaszczem. Bez jednego słowa zbliżył się do kanclerskiej kolasy i patrząc groźnie na Kleista, stał obok bez ruchu. Diabelska zjawa, siarką cuchnąca, stawała się coraz większa i większa. Wkrótce głowa jej sięgała już ponad drzewa, a zza rozwiewającego się płaszcza widzieć można było wnętrzności piekielnym ogniem trawione. Nikt z obecnych nie śmiał wydać nawet głosu, o ruchu nie mówiąc. Ciszę przerwały jeno końskie przerażone parskania i skamlenie kanclerskiego ulubionego charta, który z podkulonym ogonem schronił się pod wozem. Niesamowita zjawa ze dwa jeszcze pacierze tak stała, potem zaś płaszcz zawinęła, zachichotała dziwnie i zionąc ogniem, dymem a siarką, w ziemię się zapadła. Po dobrym dopiero kwadransie, podróżni ochłonęli i śpiesznie, w ciemnościach dalszej drogi szukali. Ale na dobre, kanclerz i jego czeladź uspokoili się i pacierzy odmawiania zaprzestali, gdy po pewnym czasie, już nocą do rybackiej nowej osady dotarli. Była to dzisiejsza Wisełka.

Jeziorko Gardno przed około 80 laty( fot. archiwum autora
)
Długo jeszcze potem o kanclerskiej przygodzie rozpowiadano w pomorskiej krainie i różnie je komentowano. Jedni powiadali, że zjawa była dlań ostrzeżeniem, jako że w zażyłości nadmiernej był on z reformatorami kościoła i na klasztorne dobra łakomie poglądał. Według innych, widziadło ostrzegało dostojnika przed nakładaniem nowych, oczywiście większych podatków na pomorski lud. Prawdy trudno dociec, ale jest faktem, że kanclerz dziwnie czegoś złagodniał i za jego radą książę nowych ciężarów nie nakładał.

I gdzie tu miejsce na tajemnicze straszydła ? Fot. E. Rosenthal( fot. archiwum autora
)
A może by tak na piękną wyspę Wolin i w okolicę tajemniczego jeziorka zaprosić jakiegoś warszawskiego dygnitarza odpowiadającego za ceny gazu, energii elektrycznej i wielu jeszcze innych artykułów ?
super!
Prosimy o więcej takich historii!
Skoro Kanclerz złagodniał to może nasi współcześni decydenci też złagodnieją... a szczególnie ZUS mógłby obniżyć comiesięczną daninę a później inne instytucje od których zależy cena gazu, prądu... Kto wysyła zaproszenia? :)