Pana Andrzeja Jastrzębia - bo to on dzwonił do naszej redakcji – odwiedziliśmy w domu: - Mój Ojciec przyjechał tu w 1946 roku, jako podoficer Wojsk Ochrony Pogranicza. Kiedy dorosłem na tyle, że już wiele rzeczy rozumiałem Ojciec opowiadał mi, co tutaj po wojnie zastał – mówi pan Andrzej, i kontynuuje – kiedyś stare ujście Dziwny znajdowało się przy obecnym jeziorku. W latach pięćdziesiątych XX wieku w miejscu, w którym pierwotnie znajdował się wrak żaglowca z kolegą znaleźliśmy w piasku skórzany trzos z pieniędzmi, które jako „niemieckie” wyrzuciliśmy. A przecież mogły to być monety szwedzkie, duńskie czy wreszcie także niemieckie. Wtedy był taki obyczaj, że wszystko co niemieckie się niszczyło. A my, jako dzieci nie przykładaliśmy do tego żadnej wartości.

Pan Andrzej uważa, że wrak to 27 metrowa szwedzka dwumasztowa brygantyna, która utknęła prawdopodobnie na mieliźnie u starego ujścia Dziwny, obecne jezioro Martwa Dziwna. Około 500 metrów na wschód od miejsca w którym dziś leży wrak. Że jest to, że był to dwumasztowiec świadczą dwa otwory do posadowienia masztu w stępce. Niektóre poszycia burt znajdują się już w pewnym oddaleniu od wraku.

Na uzasadnienie swojej tezy pan Andrzej pokazuje kopię starej karty pocztowej „Gruß aus Swantuß” – „Pozdrowienia ze Świętoujścia”. Na widokówce tej widać łódź żaglową, która pływała, przewożąc ludzi i towary na trasie: Międzywodzie-Dziwnów-Dziwnówek oraz szwedzki dwumasztowiec opisany jak szkuner. Czyżby to był obecny wrak?

Na pewno jest to do ustalenia w szwedzkich portach. Zaginięcie tak dużego żaglowca na pewno zostało gdzieś odnotowane.

mzk

źródło: www.ikamien.pl