Na pokonanie trasy uczestnicy mieli 3,5 godziny. Pierwsze dwa kilometry prowadziły po asfalcie, za którym zaczynało się pierwsze, wymagające, strome podejście, na którym było trudno wyprzedzić. Dlatego też już na początku należało podjąć ważną taktyczną decyzję - czy dać z siebie więcej na początku i odżałować później, pnąc się pod górę, czy lepiej rozpocząć bieg spokojnie by później, w drugiej części wyprzedzać zmęczonych zbyt szybkim początkiem biegaczy ? Albo wyprzedzać „lewym pasem” skacząc w zaspach jak zając ? Po pokonaniu 450 metrów pod górę zawodnicy wbiegają na Suchą Górę. Podejście to robi się bardziej strome, to łagodniejsze. Na trasie – peleton przemieszcza się gęsiego w rynnie, którą w pocie silnika wygryzł skuter śnieżny. Po podejściu na zawodników czeka ostry zbieg, który sprowadza biegaczy do Nickuliny, gdzie około kilometrowy, asfaltowy odcinek premiuje szybkich biegaczy szosowych, pozwala też chwilę odpocząć nogom, które na zbiegu wykręcały się we wszystkich kierunkach. Asfaltem jednak nie cieszymy się/męczymy się długo, bo kawałek dalej, za punktem z herbatą i rosołem czeka nas drugie podejście – na Kiczorę. Tym razem droga jest szersza, a możliwości wyprzedzania znacznie lepsze. Za Kiczorą zaczyna się najbardziej malowniczy fragment trasy. Szlak prowadzi przez Wilczy Groń i Compel, po łąkach, z widokami na okolicę. "Zachwycają się nimi nawet ci, którzy biegną już z językiem do pasa" – twierdzą organizatorzy. Drugą część trasy rozpoczął mniej stromy, ale jakże urokliwy podbieg, zakończony płaskim grzbietem, z którego można było podziwiać panoramę Beskidu i spojrzeć na część już przebytej trasy. Teraz już tylko kilka razy w górę i w dół, by rozpocząć pięćsetmetrowy stromy zbieg. To właśnie na tym zbiegu, który kończy się stokiem narciarskim, kończy się bieg. Warto było odważyć się i pokonać odcinek w formie mieszanej, biegowo-zjazdowej, by jak najszybciej znaleźć się na mecie, gdzie czekało na wszystkich gorące jedzenie, muzyka i zasłużony odpoczynek.