Zawodnicy mieli do pokonania jedną pętlę ulicami Wrocławia. Trasa została tak zaprojektowana, aby pokazać zawodnikom najpiękniejsze miejsca w mieście.
fot. Marek Szymański
W sobotę, 20 czerwca br. równo o godzinie 21:00 około 7,5 tysiąca osób wzięło udział w 3. PKO Nocnym Wrocław Półmaratonie, a wśród nich Marek Szymański reprezentant Klubu Biegacza Kamień Pomorski.
Zawodnicy mieli do pokonania jedną pętlę ulicami Wrocławia. Trasa została tak zaprojektowana, aby pokazać zawodnikom najpiękniejsze miejsca w mieście.
fot. Marek Szymański
Po drodze mijali min.: Politechnikę Wrocławską, most Grunwaldzki, Dworzec Główny, Teatr Muzyczny "Capitol", Sky Tower, Halę Targową i Ostrów Tumski. Dodatkowo trasa prowadziła przez osiem mostów, na których była muzyka, taniec, sztuki wizualne, literatura i teatr. Wszystko dzięki akcji "Kierunek (kulturalna) stolica" wypełnionej artystycznymi atrakcjami. Całość przygotowano pod kuratelą Chrisa Baldwina, jednego z kuratorów ESK. Należy dodać, iż na trasie można było spotkać ambasadorów wrocławskiego półmaratonu: Macieja Kurzajewskiego - dziennikarza TVP Sport, Marcina Kuriatę – organizatora największych biegów ulicznych w Warszawie, Tomasza Dudę - prezesa i redaktora naczelnego Radia Wrocław, pisarza Jacka Antczaka i Henryka Załęskiego, maratończyka-seniora.
fot. Marek Szymański
Jednakże wróćmy do samego biegu. Od startu na Stadionie Olimpijskim prym rywalizacji sportowej nadawali zawodnicy z Kenii, choć ich liczba była nieco skromniejsza niż w roku ubiegłym. To i tak trójka czarnoskórych biegaczy podzieliła między siebie miejsca na podium zostawiając w polu o około dwie minuty elitę Polaków. Te dwie minuty to bardzo widoczna, powtarzalna na wielu biegach różnica pomiędzy jednymi a drugimi. Różnica na tyle duża, by obie grupy nie miały ze sobą kontaktu wzrokowego, i na tyle mała, by dało się śledzić rywalizację z perspektywy zarówno "walki" afrykanerów jak i Polaków.
fot. Marek Szymański
Dla Marka na trasie największą mobilizacją byli kibice. To dzięki nim udało mu się 3. PKO Nocny Wrocław Półmaraton w ogóle ukończyć.
- Widziałem przed sobą morze kolorowych koszulek i podskakujących głów, dlatego wiedziałem, że nie walczę ani o setne, ani nawet tysięczne miejsce. Walczyłem o czas. Jeszcze przed startem wyliczyłem, że aby pobić swój rekord życiowy i zejść poniżej 2 godzin, musiałbym przebiec każdy kilometr w tempie około 5 minut i 50 sekund. I pewnie podświadomie pobiegłbym dokładnie tyle, gdyby nie spotkany przypadkiem zawodnik.
- Masz dobre tempo - usłyszałem od biegnącego obok, który od startu trzymał podobny rytm. Miał zegarek i co tysiąc metrów sprawdzał międzyczasy. Kiedy przy pierwszym punkcie z wodą powiedział, że biegniemy 4,45 minuty na kilometr, byłem w szoku. Ani ja, ani on nigdy wcześniej nie biegliśmy tak szybko i nic nie wskazywało na to, że miałbym to zrobić teraz.
W głowie pojawiły się myśli o zmęczeniu, dystansie, bólu nóg. Baliśmy się, że na Stadion Olimpijski dotrzemy w karetce. Kiedy tak co kilometr dziwiliśmy się, że robimy coś wbrew logice, do stadionu zrobiło się całkiem blisko.
Niestety 14 km okazał się pechowy. W trakcie wbiegania na most poczułem przeszywający ból w lewym kolanie. Od tego momentu zaczęła się walka z bólem i z upływającym czasem. W pewnym momencie miałem ochotę zejść z trasy, ale gdy zobaczyłem rodzinę oraz znajomych, którzy dopingowali Mnie postanowiłem, iż wolniejszym tempem dobiegnę do mety.
Mimo później pory liczba kibiców na trasie nie malała. Były flagi, trąbki, kołatki, nieustające oklaski. I bannery, w tym jeden, dzięki któremu na 20 km wyprzedziłem chyba ze sto osób. "Dajesz, Kenijczycy już jedzą" - napisała na kartonie grupka studentek.
Zegar zatrzymał się na 2:16:10 i 6190 miejscu. I chociaż do teraz moje ciało mówi, żeby z bieganiem dać sobie spokój, za tydzień mówić tak przestanie.
Na mecie na wszystkich zawodników czekał unikatowy medal składanka, złożony z dwóch części. Medal za półmaraton miał kształt krasnala. Będzie go można włożyć w medal przyznawany za ukończenie we wrześniu 33. PKO Wrocław Maratonu. Dwie części utworzą całość.
O potencjale organizacyjnym Wrocławia mówiono od lat. O tym, że ma jako miasto wszelkie predyspozycje by stworzyć jedną z najlepszych i największych imprez w Polsce a nawet w Europie - także. Sobotnia edycja sprawiła, że mówić należy teraz o tym w trybie dokonanym - ekipa Wojtka Gęstwy poprzeczkę postawiła, przeskoczyła i już niczym skoczek o tyczce patrzy z apetytem na kolejną wysokość - czas powiesić ją na magicznej wysokości 6:00! W mojej ocenie przyszłoroczny Nocny Półmaraton Wrocławski powinien zaatakować dwa cele - 10 tysięcy uczestników na mecie oraz tytuł najbardziej widowiskowego półmaratonu na Starym Kontynencie. Że ambitnie? Tylko takie cele motywują.
Wyzwanie odległe, wymagające wiele pracy - ale jak najbardziej realne. Wprawdzie najpierw, niejako po drodze, 33. PKO Wrocław Maraton, który odbędzie się 13 września, ale mam wrażenie że tę imprezę organizatorzy zrobią siłą rozpędu - niesieni na fali sukcesu.
Źródło: Klub Biegacza Kamień Pomorski
na zdjęciu 4 od lewej w trzecim rzędzie :)
O co chodzi z tym lansowaniem..? Ludzie biegajcie i czerpcie z tego przyjemność.
To dopiero mu się włoski przetłuściły.