Dr Józef Pluciński • Niedziela [30.08.2009, 08:26:55] • Dziwnów
Dar czy dopust boży?

Wyobrażenie wyrzuconego na brzeg wieloryba XVII w.( fot. archiwum autora
)
Wraz z nastaniem sezonu jesiennych sztormów, niemal każdego roku pojawiają się informacje o wyrzuconych na brzeg bałtycki martwych wielorybach. Zdarzenia te w końcu nie takie zwyczajne, były naturalnie w dawnych wiekach skrzętnie odnotowywane w kościelnych, klasztornych czy też miejskich kronikach. Badający te zdarzenia przed blisko stu laty, historyk niemiecki Arnold Japha odnotował z dawnych przekazów historycznych ponad 200 tego rodzaju zdarzeń w basenie Morza Bałtyckiego, w okresie miedzy XII a XX wiekiem. Niektóre z tych zdarzeń, jakie miały miejsce w naszym pobliżu chcemy przedstawić.
W 1337 r., po kilkudniowym sztormie z północnego zachodu nastąpiło spiętrzenie wód, które wyrzuciły na brzeg w pobliżu Damerow na wyspie Uznam potężne cielsko wieloryba. Dla bardzo biednych mieszkańców przybrzeżnej wioski był to zaiste dar niebios. Z jego cielska o wadze 30 łasztów, wytopiono 360 beczek tranu. Żebra tego stwora książę pomorski, do którego owe znalezisko prawnie należało, porozsyłał m.in. do Wittembergi, Brandenburga i Stralsundu, gdzie zawisły w kościołach. W tamtych czasach taki wysztrandowany wieloryb był także traktowany jako zapowiedź wielkich nieszczęść. Ten wieloryb poprzedzić miał jakoby także niezwykłe zdarzenia. Między księstwem pomorskim a Nową Marchią doszło do krótkiej, ale krwawej wojny. Tegoż roku w Norymberdze doszło do zarazy, która pochłonęła blisko 500 ofiar, a nadto ukazały się też na niebie dwie komety. Wszystko to według współczesnych potwierdzało jedynie pecha, który został przyniesiony za przyczyną owego nieszczęsnego wieloryba.
Dawne zapisy kronikarskie zawierały nie tylko niezbyt mądre wróżby, ale czasami całkiem dokładny opis wyrzuconego na brzeg zwierzęcia, umożliwiający dzisiaj dokładną jego identyfikację. Greifswaldzki kronikarz Konrad Gesner sporządził opis wysztrandowanego przez morze wieloryba w dniu 30 marca 1545 r. Wieloryb ów miał około 24 stóp długości a więc blisko 8 metrów. W jego żołądku znaleziono 3 beczułki ryb w tym także jakoby żywego jeszcze łososia. Dalszy dokładny opis cech zewnętrznych zwierzęcia pozwolił na ustalenie, iż była to drapieżna orka ( Orcinus orca ).

Fot.2 Wysztrandowana orka na bałtyckim brzegu 1996 r( fot. archiwum autora
)
Wielki rozgłos znalazł wieloryb wyrzucony na brzeg Wyspy Wolin 12 maja 1620 r. w okolicach Dziwnowa. Zwierzę było tak wielkich rozmiarów, że ludzi, którzy pierwsi odkryli go na brzegu, byli początkowo przekonani, iż jest to wrak wysztrandowanego statku. Bardzo licznie przybyli na brzeg okoliczni mieszkańcy, z pomocą lin i bloczków usiłowali wyciągnąć wieloryba na brzeg. Ogromny ssak musiał już być dłuższy czas martwy, jako że cuchnął nad wyraz. Mimo to, nad brzeg zjeżdżali z daleka i bliska niezliczeni ciekawscy i gapie. W napisanej przez Ludwiga Kückena „Kronice miasta Kamienia” znalazł się w miarę dokładny opis znalezionego zwierzęcia. Według niego wieloryb miał 57 stóp długości, obwodu ciała stóp 30 a w cielsku tkwił „kamień piorunowy”. Był to prawdopodobnie ikamienny harpun, który być może stał się przyczyną jego śmierci.

Harpunnik atakujący wieloryba, XVIII w.( fot. archiwum autora
)
Na rozkaz szczecińskiego księcia Franciszka wielkie cielsko zostało wyciągnięte na brzeg i poćwiartowane. Mięsiwo, acz niezbyt świeże, jak wytopiony ze stwora tłuszcz przypadły w udziale okolicznej ludności. Część kości rozdzielono do pomorskich kościołów. Głowę i jedno żebro przetransportowano do Szczecina i zawieszono na murze zamku Książąt Pomorskich. Te bardzo dziwne trofea wisiały tam jeszcze w początkach XX wieku.

Wielorybie szczątki na ścianie Zamku Książąt Pomorskich( fot. archiwum autora
)
W dwadzieścia lat potem, 25 października 1640 roku na wolińskie wybrzeże, w okolicach ujścia Świny został znowu przez jesienne sztormy wyrzucony żywy jeszcze, młody wieloryb. Zwierzę nie było zbyt wielkie – 37 stóp długi ( ok. 12 m.) i 27 stóp obwodu ciała. W kilka dni później sztorm zabrał zwierzę powrotnie w morze.
Wielką sensację przeżywał w listopadzie 1894 roku sąsiedni Ahlbeck. Pewnego ranka rybacy spostrzegli w odległości około 50 m. od brzegu, na pierwszej piaszczystej podwodnej diunie wielki kształt przypominający wrak. To tajemnicze „coś” co poruszało się nieporadnie i wydmuchiwało potężne gejzery wody i pary okazało się być uwięzionym na płyciźnie wielorybem. Jako że wówczas żadnej organizacji proekologicznych nie było, los zwierzęcia był przesądzony. Siłami ponad 30 ludzi , z użyciem lin i koni wyciągnięty został na lad i umieszczony na działce jednego z bardziej zmyślnych obywateli. Ten to właśnie, natychmiast zorganizował odpłatne zwiedzanie dla setek ciekawskich ciągnących ze Świnoujścia i innych sąsiednich miejscowości. Po kilku dniach, już całkiem nieźle cuchnący okaz, ruszył w objazd do Anklamu, Pasewalk a wreszcie trafił do Berlina. Tam został jeszcze sprzedany za 1500 marek a następnie poddany preparowaniu i konserwacji. Był to już prawdopodobnie najwyższy czas.

. Wieloryb z Ahlbecku w objazdowej ekspozycji( fot. archiwum autora
)
Wiosną 1899 roku na plażę w Dziwnowie fale morskie wyrzuciły również martwego już, jak się okazało walenia błękitnego. Martwe zwierzę długości 14 metrów i 250 centnarów wagi, przez szereg dni stanowiło niebywałą sensację dla kuracjuszy i przyjezdnych ciekawskich. W mig ukazały się pocztówki z wysztrandowanym wielorybem, a zdjęcie na nim, lub na jego tle były niemal obowiązkiem towarzyskim. Wkrótce jednak nieszczęśnik już tak bestialsko cuchnął, iż należało go usunąć. Tym razem zajął się nim bardzo kamieński nauczyciel przyrody, który zadbał o to, by z wielorybich zwłok wydobyty został i odpowiednio wypreparowany szkielet. Jakiś czas eksponowany on był w Kamieniu w drewnianym baraczku w ogrodzie hotelu „Steffens”. W latach następnych różnymi drogami wędrował po północnych Niemczech, by już w latach po II wojnie światowej znaleźć się w Muzeum Morskim w Stralsundzie.

Wieloryb wysztrandowany na brzeg w Dziwnowie, 1899 r.( fot. archiwum autora
)
Naturalnie i w następnych dziesięcioleciach podobne zdarzenia miały także miejsce, jednakowoż nie były już traktowane, jako coś nadzwyczajnego. W sprawozdaniach polskiego Morskiego Instytutu Rybackiego można było czytać w 1930 r., że w początkach tego roku, na wodach Zatoki Gdańskiej widziano dwa baraszkujące wieloryby. Widziane były przez licznych rybaków i straż rybacką.
Starsi mieszkańcy mogą pamiętać wielka sensację, jaką była przed ponad 50 laty objazdowa wystawa „Goliata” sporego walenia błękitnego. Objeżdżał ona wiele polskich miast m.in. także Szczecin, Stargad, Świnoujście. Okaz ów był wypreparowany, ale mimo tego wydzielał powalający z nóg odór. Stąd też mimo wielkiego zaciekawienia oglądać go dłużej, było niesposób.
Przed blisko 30 laty, jeszcze za NRD-owskich czasów, na greifswaldzkiej płyciźnie osiadł dość spory, martwy wieloryb, potwal. Wkrótce też i on znalazł się w stralsundzkim muzeum morskim. Niektórzy powiadali, że wieścił dokonane wkrótce zjednoczenie Niemiec. I tu pytanie: czy dla nas był to dar czy dopust boży?
Całkiem niedawno, bodajże w zeszłym roku, u wybrzeży gdańskich, pojawił się i dni parę na tamtejszym akwenie gościł przedstawiciel rodziny wielkich ssaków, wywołując sensację turystów i ożywioną działalność tamtejszych biologów morza.
Niewykluczone, że i w nadchodzącym sezonie sztormowym przybłąka się znowu na Bałtyk jakiś egzotyczny stwór z dalekich oceanów. Będzie można wtedy zjawisko to połączyć z pukającym do nas kryzysem gospodarczym. Ale i te wizyty są już coraz rzadszym zjawiskiem. Bo jak to śpiewał pan Jurek Porębski, „Nie ma już wielorybich stad...”.
Bardzo ciekawy artykuł :) Gratulacje dla autora!! Czekamy na kolejne.
prosimy o więcej takich historii! MOże specjalny dział??
Dorwiemy drania i będziemy rzucać kośćmi.
-Co dziś na obiad? - Może rybka?