Zaczęło się, kiedy ów pan, pan Marek, zdecydował się pomóc psu - schorowanej suczce, która dużo wcześniej błąkała się na drodze między Wysoką a Kozienicami. Suczka, prawdopodobnie porzucona przez kogoś innego, była w stanie krytycznym. Pan Marek w tym dniu transportował psa z Dargoszewa do schroniska w Sosnowcu.
Droga do schroniska prowadziła przez leśną drogę, gdzie doszło do niefortunnego zdarzenia. Na dystansie około 200 metrów od schroniska, zdarzył się incydent z innym mężczyzną, który zajechał samochodem mężczyźnie drogę i wykrzykiwał. Pan Marek otworzył drzwi swojego samochodu aby dowiedzieć co się stało, i wtedy przerażona suczka wyskoczyła z samochodu. Mężczyzna nie znał imienia psa ani ona się go nie słuchała.
Należy zaznaczyć, że pan Marek nie "wrzucił" psa do lasu - suczka wyskoczyła sama, kiedy drzwi samochodu zostały otwarte. Pan Marek, przerażony postawą mężczyzny, oddalił się od miejsca zdarzenia, ale nie na długo. Wrócił po chwili po psa, kiedy zagrożenie minęło. Ale ten nawiedzony pan znów nadjechał i tym razem wymachiwał jakimś przedmiotem.
Pan Marek zdecydował się nawet powiadomić policję o zaistniałym zdarzeniu i osobie, która go zastraszała. Policja telefonicznie poprosiła go o złożenie dokumentów, ale z powodu strachu pan Marek nie zdążył tego uczynić i oddalił się do domu z psem. Nawet już nie pojechał do schroniska z tym psem.
Tymczasem, historia zaczęła żyć swoim życiem. Informacje o rzekomym porzuceniu psa zaczęły krążyć, wprowadzając wiele osób w błąd. Jednak prawda jest taka, że pan Marek pojechał z suczką do domu, obawiając się o swoje bezpieczeństwo.