Dr Józef Pluciński • Niedziela [25.10.2009, 07:13:42] • Wolin

Czarownice przed wolińskim sądem

Czarownice przed wolińskim sądem

Czarownice w drodze na sabat, XVI w.( fot. archiwum autora )

Kiedy czytamy legendy i podania z regionu Pomorza, w tym także z najbliższych nam okolic, uderza nas ich mroczność. Zaludniają je wilkołaki, strzygi, czarownice, wreszcie źli, okrutni zbójcy i ludzie o zbójeckich charakterach.

Stan ducha dawnych Pomorzan, wynikał jak sądzę z niezwykle trudnych warunków życia. Kiepskie, piaszczyste gleby, stała walka z morskim żywiołem o przeżycie, brak poczucia bezpieczeństwa, były stałym składnikiem świadomości społecznej. A gdy jeszcze w XVII wieku, przetoczyła się tędy wojna 30-letnia, ograbiona do szczętu, zniszczona i wyludniona kraina pomorska, na dziesięciolecia pogrążyła się w niewypowiedzianej nędzy.
Wielkiej ludzkiej niedoli towarzyszyła też przysłowiowa wówczas pomorska ciemnota. Nic też dziwnego, że na zabitej pomorskiej wsi, przyczyny głodu czy nieurodzaju doszukiwano się najczęściej w złych urokach, czarach, ingerencji złych mocy. Takie myślenie cechowało nie tylko ciemny ludek z prowincji. W tradycji pomorskiej zachowała się głośna niegdyś, sprawa pięknej, pomorskiej szlachcianki Sydonii Bork, oskarżonej już jako stara kobieta o czary. Za jej sprawą jakoby, wygasła bezpotomnie dynastia panującej na Pomorzy dynastii Gryfitów. Posądzenie to, po straszliwym przesłuchaniu i torturach w 1620 roku przypłaciła śmiercią.

Czarownice przed wolińskim sądem

Piękna Sydonia Bork( fot. archiwum autora )

Proces i kaźnie osób posądzonych o czary, w większości kobiet, były w tamtych czasach dość częstym zjawiskiem. Pod zarzutem odbierania krowom mleka, sprowadzanie na ludzi chorób, rzucania uroków, czy innych diabelskich jakoby praktyk, stawiano przed sądami nieszczęsnych ludzi. Ponieważ najważniejszą i zwykle jedyną metodą dochodzenia do prawdy przez owe sądy, były nieludzkie, wyrafinowane tortury, „czarownice” przyznawały się do wszystkiego, obciążały każdą wskazana osobę, byle tylko uniknąć cierpienia. W ten sposób załatwiano osobiste porachunki, pozbywano się niewygodnych ludzi. Taką właśnie tragiczną historię, zapisaną w aktach kancelarii książąt pomorskich, chcę opowiedzieć.

Czarownice przed wolińskim sądem

Czarownica odbierająca mleko z pomocą styliska siekiery. Krowa w komórce marnieje w wyniku czarów. XV w.( fot. archiwum autora )

W 1618 roku do kancelarii księcia Franciszka ( 1577 – 1620 ) wpłynęła skarga gospodarza z miejscowości Retzlaf koło Wolina ( dzisiejszy Recław ). Jej przedmiotem był niesprawiedliwy postępek miejscowego dziedzica nazwiskiem Zastrow. W tłumaczeniu z niemieckiego skarga ta brzmiała:
„Przed kilkoma tygodniami została spalona w Recławiu pewna bezbożna czarownica, z powodu wielu zbrodni. Ta jednak, złośliwie oskarżyła moją pobożną, kochaną małżonkę, iż ta również czarodziejskie sprawki czyniła, czym szkody w trzodzie dziedzica von Zastrow popełniła. Opierając się na tym fałszywym oskarżeniu, kazał rzeczony pan Zastrow niewinna kobietę pojmać i uwięzić. Ponieważ ta nic zeznać nie mogła, przez kata nieludzko męczona była i bez świadków została zasądzona. Wszystkie jej jęki i skargi oraz zapewnienia o niewinności, nic jej nie pomogły. Na torturach powiedziała ona tylko dziedzicowi, że jej krew, Bóg na jego głowę zrzuci. Jako całkiem niewinna, chciała ona na krzyż przysięgać, prosiła o wysłuchanie przez księdza. Nikt o tym słyszeć nie chciał, darto jej ciało i w wielu miejscach przypiekano. Następnego dnia choć uprzednio w pełni przytomną była, zmarła niespodziewanie. Z pomocą czterech różnych zacnych ludzi z Żarnowa i innych wsi prosiłem, bym zmarłą mógł zobaczyć, ale nikt się na to nie zgodził. Nie chciano mi też pokazać wyroku sądu ani protokołu zeznań na torturach. Gdybym usilnie prosił, dziedzic Zastrow groził mi bronią. Dlatego nie mogę już milczeć”.

Źródło: https://ikamien.pl/artykuly/383/