ikamien.pl • Środa [18.04.2018, 13:23:08] • Świat

Sputnikiem dookoła Ziemi – sztormowa Grecja

Sputnikiem dookoła Ziemi – sztormowa Grecja

Astipalaia( fot. Sputnik Team )

Po marcowym zamknięciu pętli dookoła świata na greckiej wysepce Symi, zimowa przeprawa przez Morze Śródziemne okazała się jednym z trudniejszych etapów czteroletniej wyprawy „Sputnikiem dookoła Ziemi”.

Nad całym akwenem od Gibraltaru po Liban przewalały się jeden za drugim sztormowe niże, podróżujące z zachodu na wschód. Wynikiem takiego układu pogody była przewaga silnych i gwałtownych wiatrów zachodnich, całkiem przeciwnych do wyznaczonego kursu.

Teoretycznie, współczesny jacht żaglowy jest tak skonstruowany, by móc sprawnie żeglować pod wiatr, ale w przypadku wichury o sile sztormu i towarzyszącej jej krótkiej, stromej fali, próba walki z siłami natury jest bardzo mało efektywna i prędzej czy później prowadzi do zniszczenia sprzętu lub wyczerpania załogi. Po kilkudziesięciu tysiącach mil żeglugi, trzydziestopięcioletni Sputnik III miał prawo być zmęczony i zasłużył na dobre traktowanie. Będąc już tak blisko mety nie mogłem sobie pozwolić na głupi błąd, który mógłby skończyć się katastrofą. Jedyną rozsądną taktyką było wykorzystywanie nielicznych okienek dobrej pogody do krótkich przeskoków z wyspy na wyspę i żegluga przez Kanał Koryncki, eliminująca długi przelot z Krety na Maltę lub Sycylię.

- Kiedy leciałem do ciebie na Rodos, to zakładałem optymistycznie, że w ciągu miesiąca będziemy już na francuskich kanałach. - Po trzech tygodniach wspólnej żeglugi Mirek nie krył zaskoczenia rozwojem wydarzeń. - Ale dzięki temu byliśmy w miejscach, których przeciętny mieszkaniec Grecji nie odwiedza przez całe życie. Niedawno napisał do mnie kolega Grek. Stwierdził, że znam jego kraj lepiej niż on.

- Ja planowałem lecieć do domu z Krety lub Sycylii, a tymczasem jutro wysiadam w Atenach. Ale co tu dużo gadać, jak zwykle było super! Spontanicznie, po wariacku ale zawsze bezpiecznie i z wieloma wesołymi przygodami. - Podsumował swój czas na jachcie mój kuzyn Tomek, który po bałtyckim rejsie do Mikołaja w 2012 roku stał się niezawodnym weteranem sputnikowych wypraw.

- Gdyby cholerny Kanał Koryncki się nie zawalił, to bylibyśmy już na Kefalonii. Czegoś takiego nie dało się przewidzieć. Najwyraźniej Posejdon postanowił, że nie powinniśmy się spieszyć. Za to udało mi się wreszcie namówić mojego tatę, żeby przyleciał do Aten! Już dawno próbowałem ściągnąć go na jacht, ale Mietek ma silną awersję do latania. Na szczęście lot do Grecji jest na tyle krótki, że zdołałem go jakoś przekonać. Bardzo się cieszę, bo nie widzieliśmy się już od trzech lat. W końcu będziemy mieli szansę razem pożeglować.

Sputnikiem dookoła Ziemi – sztormowa Grecja

Bruno ma apetyt na morskie potwory w Naoussa( fot. Sputnik Team )

Z Mirkiem i Tomkiem przez niespełna miesiąc nawlekaliśmy kolejne wysepki na łańcuszek, którym opasałem trzecią planetę od Słońca. Po minięciu długości geograficznej, na której leżało starożytne Gordion, na naszym śladzie zaczął się wiązać nowy węzeł gordyjski, bo Sputnik III przybijał zarówno do miejsc zupełnie nowych, jak i do tych, w których Sputnik II cumował przed trzema laty. Dzięki temu miałem szansę odświeżyć wspomnienia z wysp, na których z Karoliną i Bruno przeżyliśmy wiele ciekawych przygód.

Zupełnie nowa była dna nas omijana przez większość żeglarzy wyspa Astipalea w kształcie motyla, którą patrząc na mapę można pomylić z leżącą na Karaibach Gwadelupą.

- Mówię wam panowie, na świecie nie ma przypadkowych zbiegów okoliczności. Jestem pewien, że to znak od kosmicznych motyli, które w ten sposób chcą nam wskazać tajemne przejście do świata równoległego, albo przynajmniej na Karaiby. Musimy koniecznie go poszukać. - Żartowałem po udanym nocnym kotwiczeniu w zatoce Vathy, stanowiącej osłonięte ze wszystkich stron idealne kotwicowisko. W ciemnościach rozświetlanych jedynie blaskiem księżyca, coraz ciaśniej osaczały nas dźwięki dzwonków, oraz kozie i owcze lamenty. Rogaci strażnicy tajemnicy nie zamierzali zdradzić jej bez walki.

Dwa dni to jednak za mało, by rozwikłać kosmiczną zagadkę, więc zadowoliliśmy się pysznymi ośmiornicami i kalmarami z tawerny, która specjalnie dla nas otworzyła swe podwoje i długimi spacerami po zapomnianej przez świat wyspie, z jej biało-niebieską stolicą na szczycie góry.

Kolejny unik, kolejny skok i szybko znaleźliśmy się na malutkiej Iraklei, z jej stu czterdziestoma mieszkańcami, zadbanym, miniaturowym porcikiem, prześmierdłymi tytoniowym dymem sucharami z jedynego sklepiku i jaskiniami ukrytymi gdzieś wśród pastwisk.

Sputnikiem dookoła Ziemi – sztormowa Grecja

Świątynia Apollina w Delfach( fot. Sputnik Team )

- Fajnie byłoby zobaczyć te jaskinie, które mieli na tytoniowych pocztówkach w spożywczaku. To w sumie jedyna tutejsza atrakcja. - Myślał głośno Tomek.

- Byłoby super, ale jutro rano musimy spadać, zanim na dobre się rozwieje. Inaczej w tym ciasnym porcie będziemy jak w pułapce.

- To może pójdziemy tam teraz?

- Teraz? Po ciemku? A po cholerę szukać jaskiń w nocy?

- Nie wiem po co. Chociażby po to, żeby coś się działo.

- W sumie jest to wystarczająco dobry powód. W takim razie proponuję dołożyć drugą kotwicę z rufy i możemy ruszać.
Po sprawnym manewrze z użyciem pontonu jako holownika, mogliśmy zostawić jacht pod czujnym okiem Mirka i ruszyć na idiotyczną nocną wyprawę. Po kilku kilometrach błądzenia w ciemnościach, pogubiliśmy się wśród świecących dookoła kozich ślepi i prowadzących donikąd pasterskich ścieżek. Potykaliśmy się o opuszczone zagrody i poprzewracane kamienne mury, aż trafiliśmy do zagrodzonej siatką dziury w murze.

- Myślisz, że gdzieś tu są jaskinie? - Zapytałem, oświetlając okolicę zdychającą latarką.

- Nie wiem. Ale jeśli się ktoś bardzo postara, to może pomyśleć, że ta dziura jest jaskinią. Z resztą co za różnica. Najważniejsze, że zrobiliśmy sobie fajną wycieczkę.

- Ok, pstryknij zdjęcie. Zjemy, tytoniowego suchara, wypijemy po łyku wina i wracamy. O ile znajdziemy powrotną drogę do wioski...
Podczas kolejnego przystanku na Paros wróciły do mnie wspomnienia sprzed niespełna trzech lat. Zarówno te pogodne, dotyczące ząbkującego Bruno, próbującego odgryźć mi nos i zachwycającego się suszoną na słońcu ośmiornicą, jak i te jeżące włos na głowie, przywołujące dwa kolejne dni, gdy tuż obok nas dała o sobie znać przyczajona kostucha... (czytaj na sputnikteam.pl/news/cyklady/)

Tym razem z Mirkiem i Tomkiem wyruszyliśmy wypożyczonym autem dookoła wyspy. Odkryliśmy zaniedbane antyczne mozaiki, których nie było, świetne windsurfingowe plaże, oraz kamieniołomy, w których od tysięcy lat wydobywa się biały jak mleko marmur. Nie odnaleźliśmy natomiast starożytnego akropolu, do którego drogę zgubiliśmy gdzieś wśród skał, kóz, cierni i bełkoczących po staropunicku pasterzy na motorach terenowych.

Mirek jest wielkim fanem jednośladów. Od początku pobytu w Grecji napalał się na jakąś motocyklową wycieczkę, ale długo nie mogliśmy trafić na optymalną do tego pogodę. W końcu na Syros udało mu się złapać słoneczny i w miarę bezwietrzny dzień. Z Tomkiem za plecami popędził na szybki objazd wyspy, a ja zająłem się konserwacją naszego dzielnego silnika. Mimo pięknej pogody panowie wrócili lekko przemarznięci ale zadowoleni. Jeszcze kilka tygodni miało upłynąć, zanim sam zdecydowałbym się na kilkugodzinną wyprawę skuterem. Na szczęście niektóre tutejsze atrakcje nie wymagały aż takich poświęceń. Syros to kulturalna stolica Cyklad, więc bez trudu znaleźliśmy świetną portową tawernę, w której pierwszy raz od dawna mogliśmy posłuchać dobrej, barowej muzyki. Zdałem sobie sprawę, że przez ostatnie miesiące prawie zapomniałem jak brzmi typowy knajpiany gwar.

- Ja wiem, że niedawno przylecieliście z Polski, gdzie panuje kolejna zima stulecia i ogólnie jest wam ciepło, ale ja po trzech latach wróciłem z tropików! - Przekrzykiwałem Boba Marleya pławiącego się w karaibskim słońcu. - Dlatego następny przystanek zrobimy w Loutra na Kythnos! Na tamtejszej plaży jest gorące źródło, w którym mam zamiar zanurzyć swoje przemarznięte dupsko i nie wyłazić z niego przynajmniej przez pół dnia!

Nazajutrz, piętnaście minut po dotarciu do celu leżeliśmy wszyscy w gorącej metalicznej wodzie, która prawie paliła naszą skórę.
- To był rzeczywiście świetny pomysł... Dokładnie tak to sobie wyobrażałeś? - Pytał mnie Tomek.

- Nie do końca... Tym razem leżę tu z dwoma gołymi facetami, a poprzednio miałem do towarzystwa mniej więcej dziesięć pań! I co z tego, że miały chyba po siedemdziesiąt lat!

Głupie żarty przerwał brutalnie pies rybaka, który uznał, że przybyliśmy tam specjalnie po to, żeby wreszcie się z nim pobawić. Wskoczył najpierw na Tomka i prawie utopił jego telefon, a potem zaczął pryskać wodą i piachem gdzie popadnie. Planowane na pół dnia posiedzenie skończyło się mniej więcej po godzinie, co jednak w zupełności wystarczyło do naładowania naszych baterii energią geotermalną.

Źródło: https://ikamien.pl/artykuly/24762/