ikamien.pl • Piątek [28.07.2017, 20:08:28] • Powiat Kamieński

Ochrona środowiska w Tribsow czyli o królewskich edyktach, czerwiach, pszczołach i dębowych kijach

Ochrona środowiska w Tribsow czyli o królewskich edyktach,  czerwiach, pszczołach i dębowych kijach

fot. archiwum

Ochrona środowiska to ostatnio nośny temat. Praktycznie codziennie docierają do nas informacje o UNESCO, o kornikach z Puszczy Białowieskiej, odstrzale łosi lub strzelaniu do wypuszczonych z klatek bażantów. Wydawać by się mogło, że ochrona przyrody, świadome korzystanie z jej zasobów to domena czasów obecnych. Greenpeace, pszczoły na dachach wieżowców, przejścia dla zwierząt pod autostradami, akcje i protesty ekologów to zdarzenia, które kwalifikujemy jako charakterystyczne dla współczesności. Okazuje się jednak, że już od setek lat władza stara się chronić przyrodę i regulować zasady korzystania z niej. Przeglądając księgi parafialne Trzebieszewa od około 1701 roku można odnaleźć na ogłaszane z ambony edykty królewskie dotyczące m. in. ochrony przyrody, które odczytywali pastorowie na polecenie królewskich urzędników. Jak pisze Biastoch Prusy były w tamtym okresie królestwem a król pruski był jednocześnie zwierzchnikiem kościoła krajowego. Kościół zaś był dla niego „wiernym i wdzięcznym sługą”. Król dosłownie „przemawiał do swego ludu z kancelarii poprzez duchownych” między innymi w sprawach ochrony przyrody.

I. Edykt o tępieniu szarańczy i plamek, z roku 1731
,,W tych miejscowościach, w obszarze których znajdują się pola i lasy, gdzie plamki pozostały i zostały złożone czerwie, muszą przed zimą jeszcze zostać zaorane i, jeżeli to się stanie, to te same wioski muszą zająć się ponowną i częstszą hodowlą swoich świń i w ten sposób rujnować czerwie, jak i poprzez pilną obserwację. Poddani mieszkający w tych wioskach i folwarkach muszą przekazywać swojej władzy zwierzchniej zebrane czerwia szarańczy.”
Obowiązek zbierania szarańczy dotyczył także duchownych, którzy jak wiadomo posiadali w tamtym okresie ziemie rolną i także dokonywali zasiewów. Król przewidział jednak zwolnienie ich od tego obowiązku. Ale pod pewnymi warunkami. W zamian za odstępstwo dla duchownych muszą oni „stale zachęcać mieszkańców wiosek nie tylko do pilnego przestrzegania ustanowionego przez nas dla dobra ogółu prawa, lecz także kiedy ktoś tego nie będzie respektował, zawiadamiać o tym władzę zwierzchnią niezwłocznie”. Słowem król łaskawie zwalniał duchowieństwo z obowiązku pod warunkiem agitacji i donoszenia na swoich parafian.

Wszyscy znamy problem ginących pszczół dezorientowanych przez sieci telefonii komórkowej i nawigacji. Wszyscy też jesteśmy uświadamiani o tym jak istotna jest rola pszczół w przetrwaniu cywilizacji jako takiej. Okazuje się, że wagę pszczół doceniano już ponad 240 lat temu.

II. Edykt o zatruwaniu i zamierzonym niszczeniu pszczół oraz o ustanowionych karach za to, z roku 1775
,,Po tym jak się dowiedzieliśmy, że w ostatnim czasie na różne sposoby źli ludzi zabijają pszczoły pozostawiając szkodliwe, pomieszane z miodem, substancje, poprzez to w naszej najwspanialszej intencji, z powodu wspomagania tak korzystnej hodowli pszczół, chcąc nie tylko udaremnić ten proceder, ale i też uchronić ludzi przez korzystaniem z zainfekowanego miodu, i by tym samym te ohydne wybryki i zło, za które przez wszystkie czasy ustawy przewidywały najcięższe kary, kategorycznie uregulować, z konieczności uważamy: ustanawiamy i rozkazujemy niniejszym, że każdy, kto będzie używał tego typu substancji do zabijania i zatruwania pszczół albo ich użycie będzie miało na celu wyrządzenie strat i zostanie to udowodnione, zostanie ukarany karą zamknięcia w lochach i dotkliwą karą prac przymusowych, bez względu na warunki osobiste, na okres lat sześciu”.

Problem musiał być poważny a znaczenie jakie władze królewskie przywiązywały do problemu niemałe skoro za zabijanie pszczół groziło aż 6 lat więzienia. Co więcej kara miała być wymierzona „bez względu na warunki osobiste” co należy rozumieć jako brak jakichkolwiek okoliczności łagodzących dla sprawcy. Nie przewidywano niższych kar nawet dla osób „lepiej urodzonych”. O randze edyktu świadczy także fakt, że zgodnie z wolą króla „Aby prawo to nie popadło w zapomnienie, nakazujemy, aby edykt ten był co roku odczytywany publicznie z ambony”.

Ochronie podlegały także dęby. Wykorzystywane jako kije, baty a czasami jako materiał do wykonywania maczugi musiały być zagrożone wyginięciem podobnie jak cisy. Z tego powodu już w 1770 roku królewski edykt przewidywał kary za wycinanie dębów. Problem musiał być znacznych rozmiarów gdyż karane było nie tylko wycięcie dębu ale nawet samo jego posiadanie i używanie. Władza nie bawiła się więc w udowadnianie kto drzewko wyciął. Wystarczyło, że było się jego posiadaczem i już podlegało się karze. Prawie jak dziś za posiadanie narkotyków. Ale oddajmy głos królewskim dokumentom. Oto Odnowiony i zaostrzony edykt, dotyczący ścinania młodych dębów i wykorzystywania zrobionych z nich batów-kijów, czego z kolei zabrania stosowna kara, co prowadziło do sprzedaży tych ostatnich, co też jest zabronione, z 1770 roku stanowi: „Uważamy za wysoce konieczne, aby nakazać, że każdy z powodu posługiwania się czy używania bicza-kija z młodego dębu, a tym bardziej ktoś kto jest jego posiadaczem i właścicielem, już z tego samego powodu zostanie uznany za winnego i jako osoba występująca przeciwko temu prawu bez względu na warunku osobiste zostanie skazany na karę grzywny w wysokości pięciu talarów. Jednak ktoś, kto taki bicz wykonał z własnoręcznie wyciętego dębu, za takiego uchodzi albo zostanie to udowodnione, zostanie dodatkowo skazany na karę pozbawienia wolności w więzieniu karnym”.

Pytanie ile była warta w 1770 roku kara 5 talarów? Talar dzielił się na 24 dobre grosze lub 288 fenigów. Wg Zbigniewa Żabińskiego „Systemy Pieniężne na Ziemiach Polskich” [Wrocław 1981] talar stanisławowski (czyli bity przez króla Polski Stanisława Poniatowskiego mniej więcej w tym okresie 1770 roku) to 250 obecnych zł. Czyli 5 talarów to około 1 250 zł kary. Oczywiście pamiętajmy, że Pomorze nie było wówczas częścią Polski i wartość talara pruskiego mogła się różnić od wartości talara polskiego.
Podobnie kształtuje się wartość talara wg systemu „trofy”.  Jedna trofa jest to minimalny koszt dziennego wyżywienia dorosłego człowieka. Na wartość trofy składa się koszt zakupu podstawowych składników żywności, dostarczających człowiekowi 3 000 kalorii, powiększony o 20%, które potrzebne są na skromne doprawienie oraz przygotowanie posiłków. Grosz pomorski bity przez Filipa II, księcia Szczecina i Pomorza (w 1614 roku) był wart jedną trofę. Dziś przyjmuje się, wartość jednej trofy (potocznego „wsadu do kotła”) na 10.50 zł1. Skoro na talar składało się 24 grosze a każdy z nich był wart 10,50 zł czyli pełen talar to współczesne 252 zł.
Sprawdzając więc dwa systemy otrzymujemy dość podobną wartość kary około 1 250 zł. Za samo posiadanie dębowego kija bez obowiązku udowodnienia, że to posiadacz go wyciął!
Na marginesie warto przypomnieć, że gatunkiem najwcześniej objętym ochroną w Polsce jest cis. Na podstawie statutu warckiego król Władysław Jagiełło z 1423 roku cis stał się gatunkiem chronionym. Król chciał ograniczyć eksport drewna cisowego będącego surowcem do wyrobu bardzo dobrej jakości łuków. Ograniczenie wprowadzono z obawy o całkowite wyginięcie cisu pospolitego. Nie jestem łucznikiem ale podobno drewno cisa to naturalny laminat. Jest odporne na zgniatanie. Wojsko wyposażone w łuki cisowe potrafiło prowadzić ostrzał na dalszy zasięg niż wojska wyposażone w łuki z innego materiału (wiązu lub jesionu). Łuki cisowe przypadały najlepszym strzelcom i na jeden łuk cisowy przypadały 2 lub 3 z innych materiałów. Tak dobre właściwości cisów nieomal doprowadziły do jego wyginięcia. Stąd interwencja króla.
Oczywiście w kościele odczytywano też inne edykty królewskie. Spora ich część dotyczyła handlu obnośnego lub żebraków. Do ciekawszych zaliczyć można instrukcję dla kaznodziejów „wedle której stwierdzać śmierć członków swoich gmin, aby żaden żyjący człowiek nie został pochowany żywy, dodatkowo kilka propozycji, jak w każdej gminie nieprzystępnie konieczne długie przechowywanie zwłok uczynić możliwym, i kiedy też spośród tysięcy tylko jedna osoba zostanie uratowana, z roku 1794”. Przypomina to trochę historię Elżbiety Batory, która nakazała by po jej śmierci ciąć ją brzytwą po piętach aby w żadnym wypadku nie pochować jej żywcem.

Tak czy inaczej bez wątpienia problem ochrony środowiska był znany i traktowany nad wyraz poważnie już setki lat temu. Nie jest to więc domena i problem znany tylko nam. Z pewnością dziś kwestia ta wymaga jednak większego starania i nakładu sił i środków niż kiedyś.

Nie jestem historykiem. Nie studiowałem historii. Lubię historie i się nią interesuję. Proszę nie traktować tych felietonów jako źródła wiedzy historycznej – raczej jako zachętę do samodzielnego poznawania i poszukiwania historii Kamienia i okolic. Jeśli mają Państwo jakiekolwiek uwagi co do tekstu a może informacje czy pomysły na kolejne tematy bardzo proszę o kontakt pod adresem email mamzers@op.pl. Przy przygotowywaniu materiału korzystałem z książki „Minione dni Z archiwum parafialnego gminy kościelnej Tribsow” autora Pastora Richter Zebrane przez Ernsta Biastocha Pastora w tłumaczeniu p. Piotra Czerko i Michała Olszaka i z innych ogólnodostępnych źródeł oraz własnego archiwum.


Zdjęcie By Radosław Drożdżewski (Zwiadowca21) - Praca własna, GFDL, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5734530

Źródło: https://ikamien.pl/artykuly/22448/