ikamien.pl • Poniedziałek [17.07.2017, 14:24:22] • Świat

Sputnikiem dookoła Ziemi - Markizy

Sputnikiem dookoła Ziemi - Markizy

Rekordowy wahoo 1( fot. Sputnik Team )

W bardzo dawnych czasach, wiele pokoleń przed pojawieniem się na Pacyfiku pierwszego białego człowieka, polinezyjski bóg wojny Kū znużony obcowaniem z nieśmiertelnymi postanowił zamieszkać potajemnie wśród ludzi. Został zwykłym farmerem, ożenił się, miał dzieci i wiódł skromne ale szczęśliwe życie.

Wszystko układało się dobrze, aż do czasu, kiedy wyspę na której zamieszkał nawiedziła klęska głodu... Kū z rozpaczą przyglądał się tragedii, która zabrała już wielu sąsiadów i przyjaciół. Gdy widmo śmierci głodowej nieodwołalnie zbliżało się do jego rodziny, a cierpienia własnych dzieci odbierały mu zmysły, Kū postanowił poświęcić się i uratować swoich najbliższych. Zawołał swoją żonę i powiedział jej, że znajdzie sposób na nękający ich głód, ale by to uczynić będzie musiał na zawsze zniknąć. Nie widząc innego wyjścia małżonka zgodziła się i w tej samej chwili Kū tak jak stał, zapadł się pod ziemię. W głębokiej dziurze ledwie widoczny był tylko czubek jego głowy. Wokół tego miejsca zgromadziła się cała rodzina nieszczęśnika, by dniem i nocą opłakiwać stratę, zraszając ziemię wokół dziury własnymi łzami.

Nagle, w miejscu gdzie ostatnio stał Kū, pojawił się zielony kiełek, który bardzo szybko urósł zamieniając się w piękne drzewo o wielkich liściach, obwieszone ciężkimi, zielonymi owocami. Ich smak, obfitość i pożywność były zaskakujące! Uratowana od głodu rodzina Kū mogła nawet obdarować owocami wszystkich sąsiadów. Dzięki tej nowej roślinie wyspiarze już nigdy więcej nie zaznali głodu.

Z owocem chlebowca zetknęliśmy się co prawda już na Karaibach, dokąd roślina trafiła pod koniec XVIII w za sprawą kapitana Blighta, jednak nasze pierwsze eksperymenty kulinarne z nim związane nie były przekonujące. Prawdopodobnie trafiliśmy na mniej smaczną jego odmianę, albo próbowaliśmy gotować owoce nie w pełni dojrzałe.

Po dotarciu do krainy, z której chlebowiec pochodzi, postanowiliśmy jednak jeszcze raz spróbować wykorzystać jego niezwykłą dostępność i obfitość. Już pierwsze zerwane na Markizach owoce zaskoczyły nas doskonałym smakiem, łatwością przygotowania i wieloma możliwymi zastosowaniami. Po obraniu ze skórki próbowaliśmy chlebowce gotować podobnie jak ziemniaki, smażyć jak frytki na oleju oraz piec, a miąższ mocno dojrzałych, miękkich owoców dusiliśmy z mlekiem kokosowym i cynamonem przygotowując pyszny deser. Miejscowi preferują nieobrany chlebowiec z grilla lub wprost z ognia. Jakikolwiek sposób wybieraliśmy, za każdym razem rezultat był doskonały. Od momentu odkrycia przez nas chlebowca zwykłe frytki ziemniaczane całkowicie zniknęły z naszego menu.

W życiu mieszkańców wysp Pacyfiku chlebowiec odgrywa ogromną rolę. Jeden dorodny owoc wystarczy by przygotować zdrowy, smaczny i pożywny obiad dla czterech osób, a pojedyncze drzewo jest w stanie urodzić do 200 owoców w ciągu sezonu! Co prawda spora część plonów dojrzewa w podobnym okresie, ale pojedyncze sztuki dostępne są na drzewie przez cały rok, gwarantując ciągłą dostępność. W przeszłości wyspiarze musieli jednak wymyślić sposób konserwacji owoców zbieranych w okresach nadmiernej obfitości. Okazuje się, że chlebowiec doskonale nadaje się do kiszenia. Zebrane owoce należy obrać ze skórki, umyć i ułożyć w wyłożonym liśćmi dole, następnie przykryć liśćmi z góry i zasypać ziemią. Po kilku tygodniach otrzymuje się kwaśną, lepką pastę, która bez problemu przechowuje się ponad rok. Znajdowano jednak doły, które zawierały jadalną zawartość nawet po dwudziestu latach od zakiszenia!

Sputnikiem dookoła Ziemi - Markizy

Zatoka Dziewic na Fatu Hiva( fot. Sputnik Team )

Chlebowiec to jednak nie tylko pożywienie. Z jego lekkiego, mocnego i odpornego na wodę drewna wykonywano tradycyjne łodzie, a spuszczany z drzew lateks stosowano do ich uszczelniania oraz do wyrobu leków czy klejących pułapek na ptaki. Liście chlebowca to świetna pasza dla bydła. Nic więc dziwnego, że chlebowiec rośnie prawie przy każdym domu na Markizach, śpiewa się o nim pieśni i opowiada legendy, a tkaniny z wzorem jego liści i wyrabiane z nich pareo, koszule i szorty to rozpoznawane na całym świecie symbole rajskich wysp Pacyfiku.

Z samymi Markizami związanych jest jednak kilka specyficznych symboli, bowiem ten miłujący piękno, sztukę, porządek i czystość naród lubi otaczać się i tworzyć sztukę materialną nie mającą sobie równych na świecie. Kamienne posągi Tiki, drewniane statuetki, bogato ornamentowane i łączone z różnych materiałów wyroby rytualne i codziennego użytku takie jak noże, toporki, moździerze kuchenne, naczynia i biżuteria zachwycają precyzyjnym i kunsztownym wykonaniem. Wizerunek Tiki stał się dla Markizów tak charakterystyczny, że znalazł się na żółto-czerwono-białej fladze archipelagu.

Osobnym działem sztuki jest tutaj tatuaż, pełniący funkcję ozdobną i rytualną. Ciała mężczyzn i kobiet są często pokryte pięknymi symbolami, zajmującymi znaczą powierzchnię skóry.

Podczas naszego pobytu na Fatu Hiva stwierdziliśmy jednak, że symbolem wyspy mógłby równie dobrze zostać... kogut. Drób wszelkiej maści jest stałym elementem krajobrazu wyspy. Granica między kurami hodowanymi a bezpańskimi jest tu bardzo umowna. Te pierwsze znajdują się zazwyczaj w obrębie czyjejś posesji, natomiast te czające się w okolicznych krzakach stanowią często dobro wspólne, na które od czasu do czasu ktoś z wioski poluje z psami. Bywa też, że celem polowania jest grubsza zwierzyna.


W gęstym lesie tropikalnym nie brakuje dzikich świń i piątkowe wyprawy młodych mężczyzn po świeże mięso są tu lokalną tradycją. Do polowania nie używa się broni palnej. Ostre zęby silnych psów i maczety zazwyczaj wystarczają, ale wynik zaciekłej walki nie zawsze jest przesądzony. Czasem to nie dzika świnia lecz pies wykrwawia się w krzakach po przegranej bitwie.
Broni palnej używa się tu jedynie do polowania na dzikie kozy zamieszkujące strome, skaliste zbocza. Te szybkie i zwinne stworzenia nie dają się łatwo podejść i tylko dobra strzelba i pewne oko mogą zapewnić łowcy sukces.
Stałym elementem diety wyspiarzy są też oczywiście ryby. Okoliczne wody obfitują w tuńczyki, wahoo, koryfeny i wiele innych gatunków, mile widzianych na lokalnych stołach.

Sputnikiem dookoła Ziemi - Markizy

Tatuarze z Markizów( fot. Sputnik Team )

Tak jak polowanie na ryby, kozy i dzikie świnie dostarcza tubylcom pożywienia i poszukiwanej rozrywki, tak hodowla kur pełni czasem podobną funkcję.

Każdy chłopak we wsi szczyci się posiadaniem najbitniejszego i najpiękniejszego koguta w okolicy. Podczas gdy ich rówieśnicy z Polski spędzają czas przed monitorami komputerów, tutejsi chłopcy planują kolejne walki i pościgi swoich kolorowych ptaków. Podczas jednego leniwego popołudnia obserwowaliśmy przebieg skomplikowanej kampanii wojennej, której celem było osaczenie i przepędzenie koguta należącego do proboszcza parafii Hanavave. Pod nieobecność księdza, przeciwko przykościelnemu władcy podwórka wystawiono trzy bojowe ptaki. Chytry plan polegał na podrzuceniu kogutów na przeciwległe krańce plebanii, która jednym bokiem graniczy z rzeczką. Zaskoczony zmasowanym atakiem rudy ptak księdza musiał ratować się lotem na sąsiednią posesję. Trzej zwycięzcy zaskoczeni szybkim sukcesem skierowali swoją złość przeciwko sobie i posypały się pióra... Rozbawieni chłopcy rzucili się w pogoń za swoimi wojownikami, przewracając się w błoto i zdzierając kolana. Zachwycony Bruno biegał wzdłuż pola bitwy i razem z młodszymi dziećmi udawał kurczaki. Wielki liść wsadzony z tyłu za gumkę od spodenek i dwa kolejne trzymane w rączkach wystarczały najmłodszym kibicom za doskonałe kogucie kostiumy.

Kilka godzin później na tej samej przykościelnej ławce siedzieliśmy razem z Kaziem i jego rodziną, którzy kilka dni po nas wylądowali Cetusem na Fatu Hiva. Rozmawialiśmy o naszych przeprawach przez Pacyfik i zaobserwowanych w Hanavave lokalnych ciekawostkach.
- Wygląda na to, że mieszkańcy chyba zaczynają schodzić się na mszę. – Zauważył Kazik. Obserwowaliśmy grupkę odświętnie ubranych, uśmiechniętych mieszkańców, zmierzających w stronę kościoła. Za uszami wszystkich kobiet i mężczyzn widać było świeżo zerwane kwiaty gardenii.

- Tak, codziennie o piątej. Byliśmy wczoraj żeby posłuchać śpiewu i jest to naprawdę coś wyjątkowego. Tradycyjny polifoniczny śpiew kobiet i mężczyzn wspaniale brzmi w murach tego niewielkiego, przewiewnego kościoła. Jak zostaniesz do końca to zobaczysz coś ciekawego. Po każdej mszy ksiądz otwiera malutki sklepik, w którym sprzedaje się wszystkim lody po mocno zaniżonej cenie i całe spotkanie kończy się zbiorowym mlaskaniem i siorbaniem. To bardzo zabawne, myślę że niektórzy przychodzą tu specjalnie po to.

Ze znajdującej się na końcu świata Fatu Hiva pożeglowaliśmy na Hiva Oa by w końcu odprawić się na tamtejszym posterunku żandarmerii i odwiedzić muzeum Paula Gaugin i Jacquesa Brela. Hiva Oa podobnie jak każda wyspa na Markizach robi niezwykłe wrażenie, kiedy ogląda się ją z morza. Wulkaniczne szczyty, strome klify i głębokie wąwozy pokryte są bujną zielenią, a po intensywnych opadach deszczu ze stromych górskich zboczy tryskają dziesiątki majestatycznych wodospadów.
Odprawa paszportowa poszła sprawnie i już po chwili rozglądaliśmy się po zakamarkach Atuona. To małe, czyste miasteczko stanowiące stolicę wyspy zabezpiecza wszystkie podstawowe potrzeby mieszkańców. Udało nam się tu wymienić ostatnie przywiezione z Panamy dolary na piękne franki pacyficzne. Dopiero teraz mogliśmy wybrać się do muzeum i na pierwsze od wypłynięcia z Panamy piwo... Trzeba przyznać, że produkowane na Tahiti Hinano to świetne piwko, smakowo plasujące się gdzieś pomiędzy nieprodukowanym już legendarnym zielonym Bosmanem, a czeskim Pilsnerem.

Paul Gaugin i Jacques Brel to najbardziej znani Europejczycy, którzy postanowili osiedlić się na Hiva Oa. Obaj pokochali wyspę i jej mieszkańców i obaj spoczywają blisko siebie na tutejszym cmentarzu. Poświęcone im lokalne centrum kultury pełni funkcję muzeum, w którym wystawionych jest kilkaset kopii obrazów Gaugin. Niestety nie ma w nim ani jednego oryginału, ale możliwość zobaczenia w jednym miejscu tak wielu kopii rozsianych po całym świecie oryginałów, jest również ciekawym i satysfakcjonującym doświadczeniem. Dzięki bogatej kompilacji ułożonej chronologicznie można spróbować prześledzić ewolucję stylu malarza.

Źródło: https://ikamien.pl/artykuly/22339/