ikamien.pl • Wtorek [01.09.2015, 14:07:22] • Świat
Sputnikiem dookoła Ziemi – Zamki na piasku

fot. Sputnik Team
- Bruno chyba oszalał! Cały czas stęka coś pod nosem i próbuje wychylić się z kokpitu. No nie mam już siły go tak ciągle trzymać! - skarżyła się Karolina podczas jednego z czterech poranków na środku Morza Śródziemnego, kiedy przeprawialiśmy się z Krety wprost na Maltę. - Pewnie się nudzi i sam nie wie czego chce... - skomentowałem. - Bruno! Czego tam szukasz za burtą, nic tam ciekawego nie ma! Lekko zdenerwowana Karolina przyciągnęła energicznie ciekawskiego bobasa do siebie, wyglądając jednocześnie poza obręb kokpitu. - O kurcze! Bruno znalazł latającą rybę na pokładzie! To dlatego tak bardzo próbował się tam dostać!
Była to już druga rybka, która wskoczyła do nas podczas nocnego żeglowania. Niestety nasz najmłodszy załogant zauważył ją za późno, by dać nam szanse na jej skuteczny ratunek. Na patelnię była z kolei za mała, więc po dokładnym obejrzeniu, truchło wróciło do morza.
Dziesięciomiesięczny żeglarz zaczął ostatnio zaskakiwać nas swoją spostrzegawczością. Nauczył się pokazywać małym paluszkiem wszystkie statki, które przepływają obok Sputnika II, nie przeoczy żadnego ptaka, który pojawi się w jego polu widzenia, stęka podekscytowany na widok powiewających na wietrze flag i wskazuje pytającym wzrokiem każde urządzenie, które podejrzewa o bycie lampą. Czasem nawet wyciąga rączkę i wskazuje przedmiot z zupełnie nowej dla niego kategorii, jakby prosił o podanie mu jego nazwy.

fot. Sputnik Team
Obserwowanie postępów w jego rozwoju jest dla nas nagrodą za niewygody, które często musimy znosić, starając się pogodzić rodzicielstwo z podróżowaniem na małym, zagraconym jachcie.
W trakcie prawie pięciu dni żeglowania przemieściliśmy się niecałe pięćset mil na zachód. Trzy doby wiały słabe i raczej przeciwne wiatry, dwa dni męczyliśmy nasz stary silnik z powodu całkowitej flauty.
Ostatecznie pożegnaliśmy się z Grecją, w której spędziliśmy pięć miesięcy. Aż trudno uwierzyć, że byliśmy tam tak długo! Z jednej strony cieszyliśmy się, że zmieniamy już miejsce i kulturę, z drugiej strony żal nam było opuszczać ten zwariowany kraj, który nie daje się zaszufladkować w żadnej kategorii i w którym każdy może znaleźć to, czego szuka. Odwiedziliśmy zaledwie kilkadziesiąt wysp, z prawie dwóch tysięcy. Nie możemy powiedzieć, że poznaliśmy Grecję. Myślę, że nie mogą tego powiedzieć nawet rodowici Grecy. Zdołaliśmy zaledwie liznąć tą krainę, ale nawet ta krótka degustacja pozwoli mi na zawsze zapamiętać smak pieczonej kozy w sosie cytrynowym serwowanej na Tilos z kieliszkiem raki domowej roboty, wulkaniczny zapach siarki, zmieszany z balsamicznym aromatem rozgrzanych słońcem zarośli cierniowych na Nisiros, widok wiosennego słońca, rozpraszającego ostatnie kwietniowe chmury nad kwitnącą zatoką Argostoli na Kefalonii i psychodeliczny szum podnieconych upałem cykad na Kosie.
Nie zdołaliśmy zobaczyć wszystkiego o czym marzyliśmy, ale na to musielibyśmy poświęcić chyba całe życie.

fot. Sputnik Team
Przed wyruszeniem z naszego ostatniego, greckiego portu Chania na Krecie, kupiłem na drogę angielskie wydanie „Report to Greco” Nikosa Kazantzakisa, znanego głównie jako autora „Greka Zorby”. Mijając ostatnie kreteńskie skały czytałem o nocnej wspinaczce autora na najwyższy szczyt tej wyspy. Zdobycie szczytu zostało nagrodzone niezwykłym widokiem wschodu słońca, który pisarz określił jako najwspanialszy widok na świecie. Czytałem o znajdującej się na trawersie lewej burty pirackiej wysepce, będącej kiedyś gniazdem szajki, której przewodził jego pradziadek. Mijając górę, będącej filmową scenografią „Greka Zorby” przypominałem sobie różne typy charakterów, które tu spotkałem. W tym samym czasie poczułem, że wbrew moim dotychczasowym refleksjom, Grecja rzuciła na mnie czar, który nie pozwoli mi o niej zapomnieć i który prawdopodobnie zmusi mnie kiedyś do ponownych odwiedzin krainy Odyseusza.