9 rano tutaj to jak u nas 6. Otworzony jest tylko mały sklepik gdzie kupiłem kanapkę i tonic. Wszystko inne zamknięte, zaczynają pojawiać się panie sprzątaczki, aby ogarnąć ogródki przed lokalami. Do Internetu dostane się dopiero o 11 i to w innym miejscu. Usłyszę tam- -ola, Guinnes jak zwykle? :) Sprawdzę prognozę pogody wyśle ten tekst, może pogadam z Brożką, bo w Polsce będzie już po 18,00. Później walka o powrót na jacht pontonem. Walka gdyż jeszcze musze zabrać jakoś ostatni zakupy, a nie ma ich gdzie postawić i 4 5l baniaki z wodą. Może nie będzie tak źle, bo prąd będzie korzystny i zazwyczaj wtedy nic nie wieje. Ogarnę łódkę, poczekam na wiatr i będę rwał kotwice. Przede mną 4000 mil, w tym najgorsze będzie pierwsze tysiąc w stronę Galapagos. Słabe przeciwne i zmienne wiatr. Później już pasat, od tyłu. I Pustka. Pustka za którą tęsknię.
Za Zew Oceanu