Kim był Juliusz Kadem-Bandrowski? Pisarz, publicysta, żołnierz I Brygady Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Kadem-Bandrowski dzięki powieściom pełnych demaskatorskiej zawziętości zyskał sławę najbardziej kontrowersyjnego prozaika II Rzeczpospolitej. Pod koniec życia, w 1944 roku napisał w liście do brata: „Gdy słucham o tzw. demokracji parlamentarnej, rzygać mi się chce”. Wypisz, wymaluj parlamenty III Rzeczpospolitej.
Tytułowy Mateusz Bigda to lider partii chłopskiej, który ma świadomość, że jest „chamem” na salonach. Ale ta świadomość jest dla niego źródłem siły, a nie kompleksów. Bigdę cechuje nieufność, arogancja, prymitywizm, ale jednocześnie chłopski spryt i kompletny brak zahamowań. Te cechy bardzo dobrze sprawdzają się w zakulisowych grach, kiedy można wreszcie machnąć ręką na wyborców.
Tak zwane wielkie przemiany społeczne w ujęciu Bandrowskiego stanowiły jedynie sprokurowany na użytek mas eufemizm, kryjący mafijne rozgrywki, szalejącą korupcję i imponującą galerię przejawów zwykłego draństwa.
Bankrutujących przekupić, zamożnych zaszantażować, a niezłomnych unieszkodliwić. Pan Bigda realizuje swój plan z wyjątkową finezją, bacząc przy tym, by popleczników wciąż trzymać za twarz, windując ich w górę kosztem coraz większych upokorzeń.
Dlaczego o tym piszę teraz, przed wyborami samorządowym? Ano dlatego, że płoty, gmachy, drzewa, słupy oblepione są wszelkiej maści Mateuszami Bigdami, którzy gotowi są zrobić wszystko, by pognębić przeciwnika, kontrkandydata, i to nie tylko obozu przeciwnego. Także własnego.
Czy i dziś wymarzona suwerenność przewrotnie nie przyczynia się do kompromitacji mitów i negowania wartości, których wcześniej nie zabiły ani szykany, ani cenzura, ani milicyjne pałki. Spod okrągłych zdań demokratycznie wybranych reprezentantów ludu coraz bezczelniej wyziera cynizm i prywata.
Układanie się, obiecywanie stanowisk czy dopuszczenie do konfitur, zrywanie czy zamalowywanie plakatów wyborczych. Czy tak ma wyglądać demokracja.
Stojąc nad urną wyborczą zastanówmy, na kogo oddajemy swój głos. Baczmy, byśmy nie wybrali Mateusza Bigdy. Kimkolwiek by on nie był.
mzk
Zdjęcie: kadr z przedstawienia telewizyjnego