ikamien.pl • Niedziela [13.07.2014, 10:20:29] • Kamień Pomorski
Skok przez Biskaj

Cudillero widok z góry( fot. Sputnik Team
)
- Dwie torpedy na trawersie lewej burty! Kurs kolizyjny!
To już druga noc w kokpicie, prawie bez snu i w trudnych warunkach żeglugi pod wiatr. Po przedwczorajszej wizycie w bunkrach dla hitlerowskich łodzi podwodnych w Lorient różne rzeczy się we łbie rodzą ze zmęczenia ale atak torpedowy? Na jacht? Siedemdziesiąt lat po wojnie?
Halucynacje z braku snu znam już z długodystansowych regat samotników o Puchar Poloneza. Potrafią być bardzo sugestywne. Kiedy startowałem po raz pierwszy pamiętam, że rozmawiałem z drugim sobą i nawet robiłem mu kanapki, a potem bardzo długo nie mogłem ominąć konwoju lotniskowców z wyłączonymi dla zmyłki światłami. Najbardziej się jednak zdziwiłem, kiedy kilkuletni chłopiec przebiegł po kabinie. Potem nauczyłem się rozróżniać stan półsnu od jawy i już nie dawałem się robić w konia. Aż do teraz?
- Nie...! To delfiny! Karolina, wyjdź z hundkoi i zobacz!
Woda w Atlantyku pod wpływem ruchu tak silnie fosforyzuje w ciemnościach, że kiedy delfiny zaczęły się z nami bawić, dookoła jachtu pojawiły się świetliste zielonkawe smugi, wyglądające jak ślady pocisków lub torped.
- Gdzie są?
- Wszędzie dookoła! Jak świecę latarką w wodę to jeszcze bardziej się ożywiają i popisują!
Tak długo jak okazywaliśmy delfinom zainteresowanie pływały wokół jachtu i skakały przed dziobem. Ciekawe kto miał z tego większą frajdę. One czy my? Towarzyszyły nam z przerwami przez całą czterodniową przeprawę przez Zatokę Biskajską tak długo, jak długo nie włączaliśmy silnika. Tego ustrojstwa widocznie nie lubią. Pojawiały się nagle i jeżeli ich od razu nie widzieliśmy to słychać było ich przenikliwe piski. Czasem też włączały alarm echosondy ustawiony na trzy metry wyciągając mnie z koi i przyprawiając o kolejne siwe włosy.

Bunkier dla U-Bootów w Lorient( fot. Sputnik Team
)
Chyba nie ma innych dzikich zwierząt, dla których bezinteresowny kontakt z człowiekiem stanowi tak świetną zabawę. Nie robią tego przecież dla zdobycia pokarmu, czy uzyskania jakiejkolwiek innej znanej nam korzyści. Nie okazują przy tym wobec nas lęku. Raz prawie udało mi się jednego dotknąć. Bawią się całymi rodzinami. Widać było jak parami pływają dorosłe osobniki z młodymi a grupami bandy wyrostków. Pewnie traktują nas jako ciekawostkę w ich naturalnym środowisku a może chcą pokazać kto tu jest gospodarzem? Bo przecież nie my, męczeni przez chorobę morską, niezdolni do swobodnego poruszania w trzech wymiarach oceanu i przywiązani do kawałka pływającego pudła z cienkiego plastiku. My tu jesteśmy na chwilę, a one były na długo przed nami. Od milionów lat poruszają się swobodnie po całej planecie, która przecież tylko w niewielkiej części pokryta jest suchym lądem zamieszkałym przez stwory, które ze strachu przed głębinami i ich mieszkańcami wypełzły kiedyś na brzeg.
- Może chcecie nam coś powiedzieć? Może musimy lepiej słuchać i więcej widzieć? Nie ma sprawy! Postaram się jak mogę, ale nie bardzo wiem jak się do tego zabrać. Zacznijmy od tego, że przypłynęliśmy do was. To już coś! Po drodze poczuliśmy się mali i nieistotni wobec potęgi wiatru, fal, przypływów i odpływów. Teraz jeszcze wy pokazujecie jak świetnie się bawicie, kiedy my ledwo ogarniamy jedzenie i sikanie.

Gijon( fot. Sputnik Team
)
Przeprawa przez Zatokę Biskajską zajęła nam cztery dni i trochę nas zmęczyła. Praktycznie przez cały czas mieliśmy mniej lub bardziej przeciwne silne wiatry. Prognoza na tydzień do przodu nie pozostawiała jednak złudzeń, że sytuacja się zmieni więc ruszyliśmy. Najważniejsze, że miało się obyć bez silnych sztormów. Planowaliśmy pożeglować bezpośrednio do A Coruña na samym skraju zatoki, ale wiatr zepchnął nas ponad sto mil od celu i ostatecznie wylądowaliśmy w Gijón, jednym z głównych miast prowincji Asturias, o której nawet nie wiedziałem, że istnieje.
Gijón pamięta czasy rzymskich podbojów. W niewielkiej starówce, która ocalała po wojnie domowej z lat trzydziestych XX wieku zachowały się nawet widoczne do dziś fragmenty rzymskich łaźni i inne późniejsze ale równie ciekawe budowle. Większa część miasta jest jednak nowa bo toczące się tu zaciekłe walki przyniosły ogromne zniszczenia.
- Kocham Hiszpanię! Zobacz, kupiłem ci wielki karton czereśni za trzy euro. Tu mają wreszcie normalne ceny! Owoce i warzywa, na które możemy sobie pozwolić bez ograniczeń, a w knajpce obok mariny widziałem cydr za dwa i pół euro! U nas tyle kosztuje w sklepie.
- No to idziemy. Ja nie mogę tego pić ale przynajmniej zobaczę jaki jest klimat.
Nie wiedziałem o tym, ale cydr, czyli lekkie wino z jabłek to obok ryb główna lokalna specjalność Asturii. Pije się go wszędzie i do wszystkiego. W centrum miasta jest nawet pomnik cydru przypominający choinkę ułożoną z pustych butelek. Lubię cydr i zdarzało mi się go pić także w Polsce ale nie miałem pojęcia, że gdzieś na świecie może wokół jego spożywania wyrosnąć cała kultura.
- Źle pijesz!
Zawołał barman.
- Jak źle? No przecież normalnie piję!
- Nie tak! Nie możesz lać pół szklanki i tak sobie sączyć!
- Ale mi tak smakuje...
- Wylej to. Tak się pije.